~Alicja~
Ze strachu prawie obgryzałam paznokcie. Nie wrócisz do tego. Chyba pamiętasz jakie miałaś po tym paznokcie? Musiałam powtarzać sobie w myślach, żeby podnieść się na duchu. Chyba zaraz upadnę. Albo nie, zacznę krzyczeć. Sama nie wiem. Nie wiem nic. Nie wiem czy Ian na pewno będzie mnie kryć. Nie wiem czy Saltzman mu kłamie. Moje być albo nie być w Hogwarcie zależy od mojego brata. Super, jak ja uwielbiam być od kogoś zależna! Nagle otworzyły się drzwi. Zdążyłam tylko wstrzymać oddech. Nie wiem od kiedy tak zależy mi na tej szkole. Przecież chyba każdy z mojej rodziny i przyjaciół z Salem pamięta moje liczne protesty związane z tą szkołą. Mogłabym się z tego śmiać, przeszkadza mi tylko to, że mogą mnie wywalić. Pierwszy z pomieszczenia wyszedł mój brat, a dopiero po nim profesor. Ten pierwszy stanął obok mnie i położył mi lewą rękę na moim prawym ramieniu. A teraz czas na wyrok. Sąd okrutny...- Następnym razem proszę informować szkołę o takich rzeczach. - Niniejszym uniewinnia pannę Alicję Sims i pozwala jej zostać w Hogwarcie. - Choć wolę, żeby nie było następnego razem. - Dziękuję za to, że cała moja rodzina potrafi tak kłamać! - Do widzenia panie Sims. Do zobaczenia na śniadaniu panno Sims. - Kiwnęliśmy mu głowami i skierowaliśmy się na schody.
- Będziesz już jechać? - Zapytałam brata, a on uśmiechnął się w TEN sposób. W sposób jaki uśmiecha się starsze rodzeństwo, kiedy słyszy jak młodsze mówi o Świętym Mikołaju. Ten uśmiech dosłownie mówi "Jak to fajnie jest być takim małym i naiwnym dzieckiem". Błąd. Nie jestem już dzieckiem i potrafię zrozumieć, że nie zostajesz. I nie robię nam przy tym pośmiewiska. Kiedyś łapałam moje rodzeństwo za ręce, żeby nie wychodzili z domu, kiedy mają iść na pociąg, żeby później przesiąść się na powozy. Przez ten czas, kiedy Ian zaczął uczęszczać do Szkoły Czarodziejów, Maddy była na roku czwartym w Instytucie. Rok 2011 odebrał mi wiele szczęścia i szczerze nienawidzę tego roku. Od tego czasu odliczałam, kiedy ja będę mogła wreszcie iść do szkoły. Mój brat zaprzyjaźnił się w niej z Chris'em, a on przychodził do nas ze swoim młodszym bratem, Liam'em. Liam był w moim wieku i też do dziewiątego roku życia jego całym światem był brat. Szybko znalazłam z nim wspólny język i mimo, że nie był w naszej paczce, przyjaźniłam się z nim. Muszę napisać do niego list.
- Tak. Muszę. - Odpowiedział. Musi? Błagam!
- Możesz wszystko, nic nie musisz. - Szepnęłam schodząc ze schodów. Westchnął głośno. Westchnienie ogłaszające "I tak nic nie zrozumiesz dziecko".
- Ali, ja... - Nie skończył, jakby w jego słowniku zabrakło odpowiednich słów. Więc zaczął od nowa. - Chcę znaleźć sobie pracę. Jeśli myślisz, że tylko twój świat zniszczyła przeprowadzka do Angli, to jesteś w samolubnym błędzie. Miałem już upatrzoną pracę, ale się wyprowadziliśmy i nic nie mogę znaleźć. - W mojej głowie kotłowało się mnóstwo myśli.
- Wiesz, jest różnica. Ty możesz mieszkać sam. Możesz wrócić do Stanów, nikt cię nie trzyma. - Zdenerwowałam się, teraz i on. Odwrócił się gwałtownie.
- Nic nie wiesz. Chętnie bym wyjechał, ale nie mam pieniędzy! - Krzyknął. Mój brat na mnie krzyknął. Rzadko to robił, więc krzyk w jego ustach po prostu mi nie pasował. Ale jakoś się ogarnęłam, a on mówił dalej. Już spokojnie. - Ja i Maddy oddaliśmy wszystkie nasze oszczędności, żeby rodzice mogli się wyprowadzić. - I w tym momencie urwał. Nie skończył zdanie, tylko urwał.
- Ian, o co chodzi? Powiedz mi. Nie jestem już dzieckiem za jakie mnie uważasz. - Powiedziałam twardo, ale też ze zmartwieniem. Co oni próbowali przede mną ukryć?
- Słuchaj. - Postanowił mi chyba powiedzieć. - Rodzice i my też musieliśmy uciekać ze Stanów. Nie mogę ci powiedzieć dlaczego, ale żadne z nas nie może tam wrócić. Rozumiesz? Żadnych wymykań się tam. - Jedno pytanie nadal błądziło mi po głowie. Mimo tych wszystkich tajemnic i wszystkich informacji, nowej sytuacji muszę czysto myśleć.
- Mówiłeś, że chcesz wyjechać. Przecież nie możesz tam wrócić. - Powiedziałam ledwo opanowanych głosem. Muszę pilnować, żeby nie zaczął drżeć. Boję się, że mój brat ucieknie gdzieś daleko i będę go rzadko widzieć. Mimo to poprosiłam o coś jeszcze. - Proszę, powiedz mi czemu nie możemy wrócić. Też jestem członkiem tej rodziny. Mam prawo wiedzieć. - Wyszeptałam. Brat westchnął i zamknął oczy. Zawsze się tak zachowywał jak miał podjąć ciężką decyzję.
- Obiecuję ci, a wiesz jak wysoko cenię sobie złożone obietnice, - Kiwnęłam głową. - że powiem ci, ale nie teraz. Niedługo, ale wytrzymaj jeszcze trochę czasu. Ali, bądź cierpliwa.
- Dobrze będę. - Szczerze byłam przestraszona. Mój brat nigdy nie mówił w ten sposób, tym przerażającym tonem. - A co z odpowiedzią na drugie pytanie. - Szepnęłam, a on kiwnął głową.
- Nie chcę wyjeżdżać. Chcę się wyprowadzić. Madleine chce tego samego. Mieszkamy z rodzicami, a to naprawdę nie jest fajne dla dorosłych osób. - Uśmiechnął się, a ja parsknęłam śmiechem. Nie wiem czemu, ale po prostu śmieszyły mnie te słowa. Ian słysząc mój głos także się roześmiał. Kontynuował dopiero, kiedy przestaliśmy się śmiać. - Muszę się zbierać. - Delikatnie przekrzywił głowę i się uśmiechnął.
- Co? - Zapytałam ze śmiechem. Jego odpowiedź mnie zaskoczyła i rozbawiła.
- Ile męskich serc podbiła już ta piękność zwana moją siostrą. - Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Wiesz, że nie szukam chłopaka. Nie potrzebny mi w wieku lat czternastu. - Odpowiedziałam, a jego uśmiech nadal nie zszedł z jego twarzy. Usłyszałam, że ktoś wychodzi z lochów, ale nie odwróciłam się w jego stronę. - W Salem podbiłaś tyle serc. - Posłał mu pytające spojrzenie. - Liam, Alex, Caleb. - Odpowiedział wyliczając przy tym na palcach, a ktoś cicho gwizdnął. Odwróciłam się w stronę tego człowieka. Damon. I Martin. Nie jestem pewna, który gwizdnął, ale obaj uśmiechnęli się szeroko.
- Wow. Sims niezły wynik. - Powiedział Smith i obaj wybuchli śmiechem. Chciałam im coś odpowiedzieć, ale mój brat mnie wyprzedził.
- Jeśli nie macie nic innego do roboty, niż bardzo nie kulturalne podsłuchiwanie, proponowałbym pójść do apteki i kupić sobie maść na ból dupy, bo wyraźnie na to cierpicie. - Powiedział mój brat ze świętym spokojem, a ja wybuchłam śmiechem. Im miny zrzedły i szukali jakiejś odpowiedzi. - Chodź Ali. W ich towarzystwie można ogłupieć. - Złapał mnie za ramię i delikatnie pociągnął mnie za ramię do drzwi. Wyszliśmy na dwór, gdzie padał deszcz. Stanęliśmy na błoniach i tam Ian postanowił się ze mną pożegnać.
- Naprawdę się cieszę, że tu przyjechałem. Mimo okoliczności. Proszę cię nie pchaj się więcej w kłopoty. Zrób to dla mnie, jeśli nie możesz dla siebie. Martwię się o ciebie. Powiedział szczerze.
- Ja... chcę tu zostać. Mimo tego co mówiłam na początku. - Uśmiechnął się smutno. Rozłożył ramiona, a ja bez wahania zarzuciłam mu ręce na ramiona. Zamknął mnie w uścisku.
- Obiecaj, że nie będziesz pakować się w kłopoty. - Szepnął cicho. Mi na ucho.
- Obiecuję. A ty obiecaj mi, że jakoś sobie poradzisz i znajdziesz pracę. - Szepnęłam jemu na ucho. Mimo, że nie widzę jego twarzy jestem pewna, że się uśmiecha.
- Obiecuję siostrzyczko. Obiecuję. - Przytulił mnie jeszcze mocniej, a kiedy przemokliśmy do suchej nitki mnie puścił. Dopiero wtedy, ale to było dla mnie za krótko. - Spojrzał na mnie smutno. Ja na niego tak samo. - Będę tęsknić. - Powiedział.
- Ja też. - Chciałam płakać. Łapać go za rękę i nie pozwalać odchodzić, ale powstrzymałam się. Przecież da niego to też jest trudne.
- Idź już. Bo jeszcze się przeziębisz. - Pogłaskał mnie po ramieniu. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - Odpowiedziałam i stałam na deszczu dopóki mój brat nie zniknął za drzewami. Wtedy westchnęłam ciężko i resztkami sił powstrzymałam się, żeby nie zamienić się w tygrysa i nie pobiec za bratem. Odwróciłam się i powolnym krokiem ruszyłam w stronę szkoły. I tak już byłam przemoknięte, więc nie miałam się gdzie śpieszyć. W holu nie było już Damon'a i Martin'a. Na szczęście. Co za wkurzające uwagi. Jakby nie mogli zająć się sobą. Wspięłam się po schodach do mojego pokoju. Cicho otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że nadal w pomieszczeniu jest tylko Rosemary. Jest zajęta uczeniem się, więc mogę chyba spokojnie przeczytać list od mojej dawnej paczki. Na kopercie widniało ładne pismo mojej przyjaciółki, Vanessy Clarke. Jednym ruchem wyjęłam list z koperty i pogładziłam gruby papier. Tak bardzo boli.
Droga Ali
Nienawidzę siebie, że nie pisałam do ciebie od tak dawna. Ja też za to nienawidzę Vanessy. Ale dni były ciężkie. Minęło pięć lat i znów były wybory na dyrektorów, więc nie było się jak wyrwać. Zgadnij kto wygrał. Znów ta stara krowa i s*ka Delima. U chłopaków też ciągle to samo. Trzeci rok to pół metek nauki i naprawdę żałujemy, że nie możesz być teraz z nami. Bez ciebie nasze plany udręczania życia szkoły zawodzą. Elizabeth i JA dostaliśmy już karę, ponieważ nie było CIEBIE i nie miał kto stać na straży. Tak, więc to wszystko TWOJA wina. Alex się nie zmienił. Zresztą to
Pozdrawiamy!
Vanessa Alex Caleb Elizabeth I Anabeth
Zmarszczyłam brwi i włożyłam rękę do koperty. Poznałam równe pismo Vanessy, czyli to ona pisała większość listu. Były też wielkie litery Alex'a. Ale najbardziej przerażająca, ale także interesująca była końcówka. Napisali ją wszyscy. I do tego jakieś karteczki. Rzeczywiście są w kopercie. Bardzo małe skrawki papieru. Nie całe pięć na pięć centymetrów. Jakieś dwa... wiersze? Sama nie wiem. Zabrałam się do czytania ich i próby zrozumienia.
Anioł zleciał na ziemię. By siać dobroć i miłość.
Zło tego świata go zmieniło.
I wrócił znany jako czarny anioł.
Demon chciał zebrać swe żniwa.
Więc powrócił na ziemię.
Ostatki dobrych ludzi wzięli sztylet anioła
I przebili demona, który po tym był znany jako skrzydlaty demon.
Nie mam pojęcia jak to rozumieć. Anioł zleciał na ziemię, a demon na nią powrócił... Nie wiem. Po prostu nie mam pojęcia jak to rozumieć. I czemu to taki ważne. Wygląda mi na zwykłe wiersze pisane przez dziecko. Albo z bajki na dobranoc z przesłaniem. Ale nigdy takiej nie słyszałam. Mętlik w głowie. Schowaj je. Muszę się najpierw tym zająć. Nie pisali, żebym nikomu nie mówiła, ale i tak tego nie zrobię. To jest pomiędzy mną, a nimi. I ani Hogwart, ani żadna inna szkoła pomiędzy to nie wejdzie. Wzięłam list, kartki i kopertę. Wyszłam z pokoju. Teraz pojawia się problem. Nie mam tu żadnych skrytek. Mapa Huncwotów! Ale nie mogę jej pokazać przy Rose. W sumie przydałoby się ją zwrócić. Później. Wróciłam do dormitorium i zasłoniłam kotary mojego łóżka. Uklękłam przy nim i uniosłam do góry materac. Pergamin nadal tam był. Wyjęłam go i zabrałam. Nie wiem czemu, ale moje nogi zaprowadziły mnie do biblioteki. Cicho weszłam do tego miejsca i zanurzyłam się pomiędzy półki z książkami. Błądziłam długo po bibliotece, aż upewniłam się, że naprawdę nikt mnie nie śledzi. W pewnym momencie znalazłam jakieś krzesło, które stało między półką z książkami do transumutacji, a tymi do zaklęć. Tam przysiadłam i stwierdziłam, że to odpowiednie miejsce na schowanie tych dziwnych tekstów. Wyjęłam mapę.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. - Wyszeptałam, a na mapie zaczęły pojawiać się kreski i linie, które zaczęły się łączyć w całość. Odszukałam biblioteki i sprawdziłam gdzie jestem. Ta czytelnia to naprawdę ogromne pomieszczenie. Jestem mniej więcej w północno-wschodniej części. Mary i Nathalie siedzą dla porównania na wprost ode mnie. Dzielą nas tylko kilkanaście regałów, oczywiście. Wydaje mi się, że nie przychodzi tu dużo uczniów, więc to idealne miejsce na schowanie koperty. Oczywiście istnieje ryzyko, że ktoś ją znajdzie, więc żeby nie zabić naszej paczki wyjęłam list. Kopertę zakleiłam ponownie i schowałam za książki. List pójdzie pod materac. - Koniec psot. - Razem z mapą, rzecz jasna. Schowałam rzeczy i wróciłam do dormitorium.
~*~
Lauren Thomas siedziała na schodach chatki gajowego. Czemu nie ma go wtedy, kiedy ona najbardziej go potrzebuje. To nie fair. Nie fair jest to, że nie potrafi normalnie porozmawiać z przyjaciółkami, bo boi się je przeprosić. Bo może nie wybaczą. A teraz pozwalała, żeby padał na nią deszcz. Bo nic innego nie miała do roboty.
- Zmarzniesz. - Odwróciła się gwałtownie. Wątpiła, że kogoś tu spotka, a jednak. Za nią stała jej siostra, Olivia. Mulatka wzruszyła ramionami. Starsza Thomas westchnęła i usiadła obok niej.puś - Co jest? - Livvi wzruszyła ramionami. Olivia nie myślała, że będzie tak ciężko. - Przecież widzę.
- Czemu mieszasz się w spawy dzieci, Liv? Nigdy nie chciałaś. - Powiedziała ze spokojem trzecioklasistka. Ta druga zaśmiała się głucho.
- Dorosłam. Próbuję cię zrozumieć. Jesteś moją siostrą. Tak? - Młodsza odważyła się wreszcie spojrzeć na tą drugą. I puściła. Po jej twarzy zaczęła lecieć tona łez. Szóstoklasistka ją mocno przytuliła. - Co się stało Laur? - Zadała znowu to pytanie.
- Pokłóciłam się z Mary. - Wychrypiała. - Co jak ona mi nie wybaczy? Wiesz, teraz marzę tylko o tym, żeby mi wybaczyła i żeby było tak jak dawniejjj. - I dalej płakała.
- Nigdy nie rezygnuj z marzeń. - Szepnęła starsza córka Dean'a Thomas'a.
Potrafiła tylko oddychać. Nie wiedziała co będzie jak je złapią.
~*~
- Znam ją od dziecka. Nie zdradzi mnie. - Szeptała dla podniesienia się na duchu. I tak w to nie wierzyła. - Nie wyda mnie. Nie wyda. Mam pelerynę. - Od dziecka bała się dementorów. Gdyby wysłali ją do Azkabanu... - Spokojnie Chloe.
- Oddychaj. - Dokończyła za nią dziewczyna, która właśnie weszła do tajnej kryjówki jasnowłosej. - Wiem czego się boisz. Ale obiecuję ci. - Usiadła naprzeciwko dziewczyny i złapała ją za ręce. Ta spojrzała jej prosto w oczy. - Nigdy nie trafisz do Azkabanu. Nie natkniesz się na dementorów. - Chloe, jesteś bezpieczna.
- Tego nie wiemy. - Wyszeptała. Blondynka uśmiechnęła się smutno. - Proszę cię zrezygnuj. To aurorzy. Oni uwolnią kiedyś Potter'a. Nie rozumiesz powagi sytuacji H...
~♥♥♥~
1. Olivia:
2. Martin:
Witajcie...
Rozdział jest wcześniej, bo jutro wracam z wakacji i skoro jest napisany
to wstawię go dzisiaj.
Czy wam też jest tak upalnie gorąco???
Bo ja mam problem z tym głupim upałem!
I marzę, żeby rozdziały się same napisały, bo mi gorąco!
O, i wakacje się kończą! I co z rozdziałami?
Nie wiem...
Nie wiem jak to będzie. Jakoś się tam ułoży, ale
nie obiecuję, że rozdziały będą się pojawiały regularnie.
Do następnej niedzieli!
Pozdrawiam.
Wasza ~A
PS: Czy ktoś zauważył, że obaj bracia mają uszy (jak to głupio brzmi). Ja wcześniej nie widziałam, ale moja mama zauważyła.
PS2: Wstawiłam ankietę. Znajduje się pod archiwum.
1. Olivia:
2. Martin:
Witajcie...
Rozdział jest wcześniej, bo jutro wracam z wakacji i skoro jest napisany
to wstawię go dzisiaj.
Czy wam też jest tak upalnie gorąco???
Bo ja mam problem z tym głupim upałem!
I marzę, żeby rozdziały się same napisały, bo mi gorąco!
O, i wakacje się kończą! I co z rozdziałami?
Nie wiem...
Nie wiem jak to będzie. Jakoś się tam ułoży, ale
nie obiecuję, że rozdziały będą się pojawiały regularnie.
Do następnej niedzieli!
Pozdrawiam.
Wasza ~A
PS: Czy ktoś zauważył, że obaj bracia mają uszy (jak to głupio brzmi). Ja wcześniej nie widziałam, ale moja mama zauważyła.
PS2: Wstawiłam ankietę. Znajduje się pod archiwum.