wtorek, 26 lipca 2016

Kilka słów wyjaśnienia

ObWwam, że wrócę z nowym blogiem. Kiedy to było? Jak dawno temu?
I nie założyła bym go bez kogoś. Nie poradziła bym sobie, w roku szkolnym mam naprawdę mało czasu.

Ale pojawiło się światełko w tunelu! Kiedy Susan złożyła mi propozycję pisania w parze, nie mogłam odmówić. Także teraz piszę zupełnie nowe opowiadanie. Nie ma w nim czarodziejów, Hogwartu itd.

Jest to opowieść o Nocnych łowcach.  A także o baśnioborze.
W skrócie ff z dwóch serii, pisane przez dwie osoby, z dwóch perspektyw. Co z tego wyszło? Zobaczcie sami:

Rozdział 1:
susan-kelley.blogspot.com

Rozdział 2:
historia-alicji.blogspot.com

piątek, 25 marca 2016

Epilog

 Gdzieśkolwiek jest, jesliś jest, lituj mej żałości,
     A nie możesz li w onej dawnej swej całości,
Pociesz mię, jako możesz, a staw sie przede mną
     Lubo snem, lubo cieniem, lub marą nikczemną.
- Jan Kochanowski "Tren X"
 
Dzień 1 
Nie jestem pewna w jaki sposób trafiłam do domu. Pamiętam tylko śnieg i łzy. Dużo łez. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale biegłam przed siebie. Liczyłam, że znajdę zamek, że znajdę brata, że znajdę szczęście, ale znalazłam tylko pustkę. Do domu weszłam przez strych. Wspięłam się po dachu, po raz pierwszy nie bałam się wysokości, nie bałam się upadku. Nic mi już nie zostało, więc co za różnica... spadnę czy nie? Spadnę czy nie? Może tak, a może nie. Żadna różnica. Przed oczami wciąż widzę obraz brata, który szepcze wybacz, wybacz, wybacz. Mój brat zaginął tydzień temu, wszyscy i wszystko go szuka, a ja wiem, ale nie mogę powiedzieć. Wciąż ciążą mi słowa przez niego wypowiedziane. Delima jest zła, co jeśli zrobi mu krzywdę?
To będzie moja wina.
Okrutnej siostry, która pozwoliła bratu zginąć.
Wybacz Ian.  

*** 
Wschód rządów okrutnych na horyzoncie się pojawia. Kto zło poskromi?
Jest jedna taka osoba. Jedna na milion, której to się uda.
To ktoś, kto wielkie zło będzie znał najlepiej. Więc bój się Delimo okrutna!
Nawet twego życia zachód nadejdzie.

Alicja poderwała się na łóżku, gdy te straszne słowa usłyszała we śnie. Ale nie tylko ją zbudził ten okropny sen. Trzy inne osoby również poderwały się na swoich łóżkach. A żadna nie zrozumiała tego snu. A wszyscy już nie długo mieli stawić czoło wielkiemu złu.

Rozdział 24

Witajcie. Czy ktokolwiek mnie zna? A może jednak kojarzycie? To ja, ten wampir z szafy. Trochę jaśniej? Kim ja konkretnie jestem? Jestem boginem. A raczej byłem. Zostałem schwytany przez profesora Saltzmana. Przez lata wyskakiwałem z tej jego szafy, aż w końcu przybył tutaj, a ja razem z nim. Nigdy nie wyjaśniano jak powstają boginy. Boginy to dusze ludzi, którzy umarli z przerażenia. Ale jest jeden warunek - to musi być jego największy i jedyny strach. Zobaczyłem ponuraka i padłem trupem... Miła historia, prawda? Kojarzycie czarnoksiężnika bez nosa? Skończył tak jak ja. W szafie, a kiedyś był lordem...

To był niby zwykły dzień, ale kiedy wyskoczyłem i zobaczyłem tę dziewczynę... Nagle zacząłem się zmieniać. Wróciłem do swojej poprzedniej postaci. Z jednym wyjątkiem. Stałem się wampirem. Przez pół roku ustalałem jak to się stało. Doszedłem do wniosku, że nastąpił efekt motyla. Musiała zobaczyć mnie, moje zdjęcie kiedyś, przelotnie. To inteligentna dziewczyna. Wybiegła w przyszłość. Podświadomie wie, że kiedyś będę jej największym koszmarem. Ale dlaczego? Przelotne zobaczenie mnie doprowadziło do takiego przerażenia, że ona nie umarła, ona mnie stworzyła. Więc mogę żyć. 

Odszedłem z Hogwartu. Na razie nie jestem tam potrzebny. Udałem się na zachód. A konkretnie szukałem pewnej kobiety, elficy. Skierowałem się do Salem. Ta dziewczyna, ta co mnie uwolniła, też była z Salem. Wszystko się zgadza. Wszystko. Może dawno temu ktoś wypowiedział przepowiednie. Może ona jest tą, która ma ocalić lub zniszczyć ten świat. Może...

Nie czekała na mnie. Siedziała w gabinecie, który znajdował się około trzydzieści trzy stopy nad ziemią. Była stara. Elfy się nie starzeją, a ona na pewno nie oddała swojej wiecznej młodości. Wszedłem bezszelestnie, bez pukania. Jednak ona mnie usłyszała. Podniosła wzrok, a jej ciemne oczy zmierzyły mnie wzrokiem. Uchyliła usta ze zdumienia. Nie spodziewała się zobaczyć zmarłego, więc to ja zacząłem.
- Wróć do mnie, Amalie. Proszę cię. - Zaraz pojawiła się przede mną. Dotknąłem jej policzka.
- To jestem ja. Spójrz w moje oczy. - Zrobiłem to. Duże brązowe tęczówki patrzyły na mnie z miłością. Wystarczył ułamek sekundy, żeby jej twarz wygładziła się. Oderwałem wzrok od jej oczy. Zobaczyłem Amalie taką jak ją zapamiętałem. 
- Amalie... jesteś piękna.
- Nie nazywam się już Amalie. Teraz jestem Delima. - Zwróciła mi uwagę. Spojrzałem na nią znacząco. Uśmiechnęła się delikatnie. - Dobrze. Dla ciebie wciąż mogę być Amalie. 
- To twoje prawdziwe imię.
- Wszystkie bajki mówią o mnie Delima. - Zwróciła mi uwagę.
- Żadna bajka cię nie zna. A po za tym myślą, że jesteś zgorzkniałą staruchę. - Lie uśmiechnęła się. 
- Wszyscy ludzie mówią, że jesteś martwy. - Zauważyła. - Ja też tak myślałam.
- Może jestem aniołem? - Zapytałem retorycznie. Uśmiechnęła się. - Nie wszystko co myślisz jest prawdą. Popatrzyłem jej głęboko w oczy. Ciemny brąz, prawie czerń. Z granatową obwódką. Bardzo trudno zobaczyć drugie takie oczy. A jednak... Przypadek? Nie wierzę w nie. Czy to możliwe, że Amalie miała dziecko? Czy to możliwe, żebym zobaczył jej potomkinię? 
Przecież przypadki nie istnieją...

- Nie może tu mieszkać każdy kto ze chce! - Wykrzyknął blondyn. Pamiętam ten dzień, wtedy jeszcze żyłem. Pod drzwiami domu Amalie pojawiła się jakaś kobieta. Powiedziała tylko jedno zdanie. ~ Proszę zapewnij mojemu synowi godne życie. ~  Alex nie ma prawa mnie pamiętać. Miał może dwa miesiące kiedy został przyniesiony. Kiedy miał rok, ja byłem już martwy. 
- Uspokój się. - Warknęła w odpowiedzi szatynka. - To nie jest zwykły ktoś.
- Masz rację. - Prychnął. - To wampir. - Racja wampir. Więc dobrze wszystko słyszę nawet z odległości kilometra. Może tam tak po prostu wejść?
- Ręczę za niego, Alexandrze. - Powiedziała już spokojniej Lie. Usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła i trzaśnięcie drzwiami. W wampirzym tempie, wampiryzm ma jednak dużo pozytywów, przemieściłem się do gabinetu.
- Wszystko w porządku? - Pokiwała głową. Wciąż zachowała młody wygląd. - Nie zdziwił się widząc twoją twarz? Taką inną. - Dodałem szybko.
- Chyba nie myślałeś, że ukrywam przed nim prawdę. Doskonale wie, kim jestem i czym jestem. Potworem.
- Nie mów tak. - Warknąłem. Nie mogę pozwolić, żeby wywlekała jakieś stare sprawy.
- Dlaczego mam nie mówić prawdy, Johnaton? - Nie lubię kiedy ktoś obraca moje słowa przeciwko mnie, ale teraz musiałem jej przyznać rację. 
Prawdy nie należy ukrywać, to może przynieść tylko złe skutki. Oboje doskonale o tym wiemy.
- Alex się przyzwyczai. - Powiedziała cicho Amalie. - Nienawidzi mnie, ale toleruje moje decyzje.
- Wie o wszystkim? - Dopytałem. Pokręciła głową, a na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech.
- Gdyby się dowiedział, że chciałam zabić jego przyjaciółkę... - Jeszcze raz pokręciła głową. Uciekłby, a potem wydał mnie przed światem magii. - Uśmiech zniknął z jej twarzy. Spojrzała na mnie i odezwała się bardzo poważnym tonem. - Johnatonie, on nie może się dowiedzieć. Jeśli mu powiesz, będę musiała zabić was oboje. - Nigdy nie myślałem, że powie mi coś takiego.

Piękny, wielki orzeł. Mój prezent z dedykacją dla Hogwartu. Nienawidzę tych magików, za to, że mnie zabili, a potem uwięzili. Więc zemszczę się na ich przodkach. Leć orle, leć, siej chaos i zniszczenie. 

Oboje byliśmy w jej gabinecie, kiedy rozległ się krzyk. Wybiegłem na korytarz. Na podłodze leżała jedna z profesorek. Nagle ktoś zaatakował mnie od tyłu. Potężne zaklęcie trafiło mnie w plecy, a ja poleciałem do przodu. I stoczyłem się ze schodów. Stoczyłem się na sam parter. Z dołu słyszałem odgłosy walki. Nie mogłem tam iść. Amalie wolała poradzić sobie sama. Czekałem sekundy, a może godziny. Ale Amalie w końcu mnie zawołała.
- Johnaton! Chodź tu szybko. - W sekundę znalazłem się przy niej. Klęczała przy chłopaku. Nie miał więcej niż dwadzieścia lat. Leżał na podłodze i się nie ruszał. Nie jestem pewny czy w ogóle oddychał.
- Żyje? - Zapytałem cicho. Dziewczyna pokiwała głową.
- Ledwo. - Powiedziała karcącym tonem. - Zasłużył. Zaatakował nas. Zabił Elvir. - Wskazała na nauczycielkę. - Powinien zginąć. - Nie poznawałem jej. To nie ta sama kobieta, którą znałem. Dopiero teraz to do mnie dotarło. To już nie jest Amalie, teraz jest Delimą. Jest okrutna. Wstaje i kieruje się do swojego gabinetu. Ja zostaje w miejscu. Klękam przy chłopaku i podaję mu moją krew. Zapewne Delima go uwięzi. Nie mogę odejść teraz. Mam nowy cel. Pomogę mu.

Rok bloga

Wiecie, że minął już rok? Szybko minęło. Z tej okazji dodaję dziś 24 rozdział i epilog.
Jeśli będziecie chcieli będę też kontynuować opowiadanie, ponieważ naprawdę to lubię.

Cieszę się, że wytrwałam, że nadal tu jestem. 

25♥03 - urodziny bloga

Dziękuję wszystkich, którzy czytają ten post.

- Alicja

niedziela, 21 lutego 2016

[KONIECZNIE PRZECZYTAJ] Informacja + wyjaśnienie

1. Postanowiłam założyć bloga książkowego, z recenzjami itp.
LINK: http://recenzje-by-my.blogspot.com/ 


2. Zawieszam bloga. Chyba już na zawsze :/
Chciałam podziękować wszytkim, którzy tu bywali lub byli. Bez czytelników ten blog nigdy by nie istniał.

Przede wszystkim chciałabym podziękować:

gabii. w, Selene Neomajni i Carolyn Salvatore-Black - osobom, które napędzały mnie do pisania. Zwracały uwagę na błędy i pomagały polepszyć mój styl.
Dziękuję ♥

gabii. w i Dorcas Meadows-Black - nigdy ze mnie nie zrezygnowałyście i byłyście do końca.
Dziękuję ♥

Lady Mania, Panienka Livvi, julia dudzik - osoby, które pozwalały mi wierzyć w ten blog i zawsze wywoływały uśmiech na twarzy.
Dziękuję ♥

 Raven Princess, Clary, Kolorowa Dama, Liseg, Aria, Ruby Vine - za to, że byłyście chociaż przez chwilę.
Dziękuję ♥

Wszyscy - Po prostu za to, że jesteście i byliście.
Dziękuję ♥  

Nie  chcę się z wami żegnać.
Nie cierpię zakończeń... 

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 23

 *****
- Rudolf Lestrange. Dawno cię nie widziałem. - Powiedział jeden z aurorów znajdujących się w sali. Autorem słów był Harry Potter. Ten prawdziwy Harry Potter, nie żadna fałszywka lub coś podobnego. Od rana w dzień przed wigilią Bożego Narodzenia aż wrzało z podniecenia. Wszystko za sprawą złapania groźnego przystępcy i za równo byłego Śmierciożercy, Rudolfa Lestrange. - Mówiąc szczerze miałem nadzieję, że znowu cię nie zobaczę. Jakim prawem podszywałeś się pode mnie?! - Zapytał już bardziej ostro. Starszy mężczyzna, bo już pięćdziesięcio pięcio letni, uśmiechnął się ukazując szereg zniszczonych, zepsutych zębów. Innemu, byłemu aurorowi - Ronowi Weasleyowi, znajdującemu się w sali żołądek aż się skręcił. 
- Potter, Potter, Potter. - Zanucił cicho mężczyzna. - Nasz mały Złoty chłopiec. Potter, Potter...
- Przejdź do rzeczy! - Wybuchnął Weasley, który nadal pamiętał widok umierającego brata, Freda. Nie wykluczone, że zabił go ten szaleniec. - Gadaj albo cię zabiję! - To wywołało kolejną salwę śmiechu. Cera Ronalda stała się tego samego koloru co jego włosy, był wściekły. Przystawił mu różdżkę do gardła, ale stary wariat nadal się śmiał. Harry złapał Rona za kołnierz jego koszuli i wyciągnął go na korytarz. 
- Co ty do diabła robisz?! - Wykrzyknął.- Chcesz zabić naszego jedynego świadka? On nam może powiedzieć o tej nowej grupie, tylko trzeba z niego wyciągnąć informację. 
- Nie rozumiem. - Powiedział przyjaciel. - Dlaczego po prostu nie użyjemy klątwy Imperio, chyba w takich przypadkach można jej używać... - Okularnik pacnął się w czoło.
- Jak mogłem być taki głupi. - Szepnął sam do siebie i pędem powrócił do pomieszczenia. Po chwili z ust skazanego wypłynął potok przydatnych informacji.
- Trzeba będzie sprawdzić tą całą Katherine. - Stwierdził Ron. - Wybacz Katherine! Wybacz! - Krzyczał naśladując ruchy Śmierciożercy. Harry zaśmiał się głośno, ale po chwili spoważniał.
- Chyba wiem kto może coś wiedzieć... - Powiedział cicho, jakby do siebie. Rudy rzucił mu ciekawe spojrzenie. W końcu zirytowany kopnął Pottera, żeby wreszcie odpowiedział. - Nie spodoba ci się. Musimy odwiedzić Malfoya.
- Masz rację. Nie podoba mi się. Chyba znów wrócę do pracy jako sprzedawca. - Oboje wybuchnęli śmiechem.
****
Damon Smith spacerował ulicami Wzgórza Salazara. Święta Bożego Narodzenia, coś czego chłopak nienawidził najbardziej. Nie miał ochoty na kolejną rodzinną, wigilijną, tradycyjną kłótnie. W jego rozległej rodzinie tylko niektórzy należeli do domu Węża. Było całkiem sporo członków Hufflepuffu i Gryffindoru, ale największą część rodziny stanowili Krukoni. Co roku odbywała się sprzeczka o prezenty, poglądy lub tradycje. Rok w rok ktoś uciekał z płaczem, inni wybuchali gniewem. Nikt z rodziny chłopaka nie spodziewał się, że przybędzie tak rano. Nie bawił się dobrze na balu, więc szybko wrócił do swojego dormitorium. W jego dworze nie było nikogo. Ojciec poszedł do pracy, nie mógł odpuścić sobie nawet w święta. A matka... Matki nigdy nie było. Zawsze wydawała się jakaś nieobecna. Czasem rozglądałam się nagle, jakby kogoś zauważyła. Rzadko się też odzywała. Damon nie pamiętał nawet jaki ma ton głosu. Czasem zaczynała mówić coś od rzeczy o Śmierciożercach, May,  Americe. Dla chłopaka była chora psychicznie. Ze smutkiem stwierdził, że nie ma gdzie iść. Było już po południu.
~Ojciec pewnie zaraz odbierze Sue ze stacji. Będzie szczęśliwy, że ją widzi. Ciekawe czy chociaż o mnie pomyśli... ~ Myślał chłopak. Zmęczony przysiadł na najbliższej ławce. ~Co mi zostało?~ Mógł iść na wigilię do każdego ze znajomych, ale nie chciał im niczego odbierać. Mimo, że Nott często powtarzał jak bardzo nie lubi swojej siostry, to dziś na pewno od rana świetnie spędzają czas. Mimo, że Roxanne zarzekała się, że nie pojedzie na święta do rodziny, to dziś widział ją z matką na zakupach. Mimo, że Malfoy mówił, że jego rodzice nie znajdą dla niego czasu, to na pewno dziś razem spędzają miło czas. Dziś, teraz myślał, co takiego zrobił, że jest sam?
Nie spostrzegł się kiedy się ściemniło. Nie miał ochoty wracać do domu. Cały dzień przesiedział na tej samej, smutnej ławce. Oglądał różne świąteczne sceny tego "pięknego" dnia. Teraz zrozumiał jak czuł się Ebenezar Scrooge.
- Mogę się dosiąść. - Usłyszał obok siebie delikatny, ale stosunkowo mocny głos. Nie patrząc w oczy tej osoby, odpowiedział tylko "oczywiście". Nagle poczuł dotyk dłoni na ramieniu. Cofnął ramię i gwałtownie obrócił głowę. Po jego lewej stronie siedziała osoba, której nie spodziewał się zobaczyć.
- Nie jesteś na wigilii, mamo? - Zapytał chłodnym tonem. W jej pięknych, niebieskich oczach zalśnił smutek. Damona uderzyło ich podobieństwo. Oboje mieli kruczoczarne włosy i niebieskie, szczere oczy. Chłopak nie wiedział ile jego matka ma lat. Wyglądała na max czterdzieści, ale najprawdopodobniej była dużo młodsza. Westchnęła, a z jej ust wyleciał dymek pary.
- Mogłabym cię zapytać o to samo, synu. - Odpowiedziała cicho, patrząc przy tym na swoje dłonie, potem poprawiła warkocz i dopiero odezwała się ponownie. - Ale chyba żadne z nas nie ma ochoty na spędzanie świąt w ten sposób. - Chłopak chciał coś powiedzieć, ale w ostatnim momencie zorientował się, że zabrakło mu słów. Tym razem z jego ust wyleciał dymek.
- Zimo dziś. - Powiedział. - Dać ci kurtkę? - Dziwnym było dla niego uczuciem rozmawiać z matką, a co więcej proponować jej kurtkę. Ona tylko machnęła ręką.
- Masz rację. Chodź. - Wstała z ławki i stanęła nad nim. - Pokarzę ci piękne miejsce. - Wyciągnęła w jego kierunku rękę. On wstał z ławki, a potem złapał ją bez wahania i teleportowali się. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Nie raz to robił.  Ale nigdy nie słyszał o miejscu, w którym się znajdowali. Kotlina Czarownic...
- Jesteś gotowy, żeby poznać mój największy sekret? - Zaintrygowało go to, przytaknął głową. - Nikt o tym nie wie, nie chciałam im mówić. Będziesz pierwszą osobą, która pozna moją prawdziwą historię. - Zrobiła krótką przerwę, razem szli wzdłuż jednej z ulic. - Może zacznę od tego, że nie nazywam się Angelica.
- Co? - Wydukał zaskoczony. - Jak to nie Angelica? Przecież wszyscy tak do ciebie mówią. Tata... -Kobieta nagle mu przerwała. Nigdy wcześniej tego nie robiła.
- Wasz ojciec nie zna prawdy. Okłamuję go przez całe życie, tak samo ciebie i Sue. - Zamurowało go. Dosłownie. Szedł jak w transie. Kobieta wlepiła wzrok w ziemię. - Nie tylko moje imię było kłamstwem. Oszukałam go, ponieważ mówiłam mu, że go kocham. - Ojciec tego nie słyszał, więc słowa raniły Damona zamiast niego. - Kłamałam mówiąc, że nie mam rodziny. Moja siostra to morderczyni. Zabiła mojego ojczyma, ojca, matkę... - W oczach chłopaka stanęły łzy. Jego ojciec to były Śmierciożerca, matka to kłamczucha, a ciotka morderczyni.
- Przestań. - Powiedział błagalnie. - Proszę przestań.
- Nie mogę. Kłamstwo za bardzo mnie przytłacza, teraz jest czas na prawdę. - Kobieta nagle zatrzymała się w przy drzwiach jednego z domów. Dłonią przejechała po wyrytym napisie.
- Kto to? - Zapytał Damon patrząc na narysowany krzyk z napisem "May Harvey-Prior".
- Twoja babcia. - Odpowiedziała cicho, ale wzroku nie odwróciła od drzwi. Po chwili wygrzebała z kieszeni mały kluczyk, który włożyła do zamka. - Mieszkałam tu kiedyś. - W domu panował powierzchowny porządek, ale widać było, że w domu nikt na stałe nie mieszka.
- To twoje nazwisko? - Zapytał syn. Czarnowłosa nie odpowiedziała. Chłopak miał zadać to pytanie jeszcze raz, kiedy zaczęła mówiić.
- Nazywam się Alicja Angelica Prior Snape Harvey Smith. Do jedenastego roku życia nie wiedziałam o świecie magii. Nie wiedziałam też o moim prawdziwym ojcu, dlatego nosiłam nazwisko Prior Alicja. Pod koniec pierwszej klasy odkryłam, że moim ojcem jest nauczyciel eliksirów, Severus Snape. Może miesiąc nosiłam jego nazwisko. Ale Alicja Snape mi nie pasowało, dlatego przyjęłam nazwisko matki z przed ślubu. Alicja Harvey. Planowałam zmienić nazwisko, ponieważ zakochałam się, z wzajemnością, w Luku Castellanie. Ale po wojnie wszystko się zmieniło. Nie byłam już tą samą osobą, a on nie potrafił mnie kochać. - Niebieskooka nagle zamilkła.
- Ale co się stało? - Chciał wiedzieć syn. Kobieta uśmiechnęła się przez łzy.
- Przed drugą wojną czarodziejów uciekłam z moim młodszym bratem. Nie wytrzymał ciężkich warunków, zachorował i umarł. - Damon dziwił się, że jego matka nie wpada w histerię. Taką widział ją swymi oczami. Psychicznie chorą kobietę, która chowa się w ciemnych kątach ulicy. - Moja matka zginęła w skutek dostania Avadą, mój ojciec został zabity przez Czarnego Pana, ponieważ jedna z jego słów podpowiedziała mu, że to będzie najlepsze co może zrobić. Nie oszczędziła nawet biednego mugola, mojego ojczyma. - Znów zaczynała się zachowywać jak ktoś chory. Mówiła do siebie, co nie było do końca normalne.
- Ale kto? Powiedz, że ta wstrętna osoba nie żyje. - Mimo, że jej nie znał, to jeśli ktoś tak źle potraktował jego rodzinę, zasługiwał na śmierć. - Powiedz, że zginęła w czasie Bitwy o Hogwart,
- Przykro mi. - Na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech. - Ale jeśli by tak się stało, twój najlepszy przyjaciel, Martin, by się nie urodził. To wszystko zrobiła jego matka, a jego siostra. - Damon nie wiedział co zaskoczyło go bardziej. To, że Nottowie są z nim spokrewnieni. To wszystko o czym usłyszał. Czy to, że jego matka wie, kto jest jego najlepszym przyjacielem...
***
Opowiedziałam o wszystkim bratu. Myślę, że jemu mogę zaufać w tej sprawie. Maddie i Aria mogłyby od razu powiedzieć to mojej mamie. Aria troszczy się o mnie, a Mad czasem kpi z mojej chęci rozwiązywania wszystkich spraw. Ian przyjął to wszytko "na zimno". Pokazałam mu baśń, ale złoty tekst nie pokazał się. Kazałam mu dotknąć kartki, ale nadal nic. Na mój dotyk zadziałało, widocznie to informacja tylko dla mnie.
- Interesujące. - Mruknął. Nie używa za dużo słów, to znaczy, że myśli. Po jakiś piętnastu minutach nareszcie kończy analizować księgę.
- Co jest? - Pytam, kiedy długo mi się przygląda.
- Ubieraj się. Za pięć minut spotykamy się na dole. - Odpowiada lakonicznie.
Ian zabiera mnie na spacer. Kiedyś bardzo często we dwoje włóczyliśmy się po lasach.
- Masz ochotę wybrać się do domu? - Pyta.
- Przecież przed chwilą z niego... - Nie daje mi skończyć.
- Nie tam. Do prawdziwego domu. - Kiwam głową i już się teleportujemy.
**
Wioska wygląda tak jak zawsze, w ogóle się nie zmieniła. Mroczne wąskie uliczki, ulice pokryte śniegiem, dzwoneczki dzwoniące nie wiadomo gdzie. I wiem, że jestem w domu. W Salem.
- Myślisz, że Delima jest w domu? - Słyszę swój wyjątkowo słaby głos. Kiedy wydycham powietrze tworzą się dymki, jest bardzo zimno. Ian delikatnie, ledwo zauważalnie, kiwa głową.
- Ona nigdy nie rusza się z zamku. - Odpowiada. Jest to prawda. Zamek ja uwięził, tak twierdzi każda osoba, która uczyła się w Instytucje. My, uczennice, zbierałyśmy się na dziedzińcu, a ona zawsze przemawiała do nas z balkonu swojego gabinetu. Gotowa, żeby się schować. Zmierzamy do lasu w ciszy, przez las także idziemy w ciszy, boję się, że dojdziemy na skraj lasu i także będziemy szli w ciszy. Więc w końcu to zmieniam.
- Co będzie jak tam wejdziemy? - Pytam tak cicho, że nie słyszę swojego głosu. Brat nie patrzy mi w oczy. Myślę, że może mnie nie usłyszał, ale on zaraz mi odpowiada.
- Nie idziesz ze mną. - Mówi także cicho. Otwieram usta, ale po chwili je zamykam. Łapię brata za ramiona i obracam go w moją stronę. Chcę, żeby w końcu popatrzył mi w oczy, ale on nadal uparcie unika mojego wzroku.
- Spójrz na mnie! - Krzyczę na cały las. - Patrz w moje cholerne oczy. - Podnosi głowę, jego oczy są przepełnione smutkiem.
- Przepraszam, że muszę to zrobić. - Chcę zapytać co ma zrobić, ale on już coś szepcze. Moje ciało jest sparaliżowane. Moje oczy napełniają się łzami. Boli mnie zdrada. Nie mogę też nic powiedzieć. Ale on mówi. Wyjaśnia mi wszystko. - Delima jest nieobliczalna. To przez nią musieliśmy się wyprowadzić. Zagroziła ojcu, że jeśli wniesie skargę, to nas zabije i mówiła to na serio. Mówiła, że zacznie od ciebie, a potem zacznie zabijać rodziny naszych przyjaciół. To co pisali w baśni to prawda. Wszytsko o Delimie to prawda, a my chcieliśmy to ujawnić. Przepraszam, ale nie mogłem ci wcześniej powiedzieć. A Alex, twój przyjaciel, to jej potomek. Jego też chciała zabić. Idę i powiem jej wszystko, pokażę baśń, pokażę, że elfy ją opisały. Być może mnie zabije. - Przytula mnie, a moje ciała o na chwilę się rozluźnia. Przytulam się do niego i płaczę. Cicho, ale on to słyszy. Stoimy tak dopóki nie zaczynam znikać. Czuję się dziwnie, naprawdę znikam. Przerażona patrzę na Iana. On szepcze tylko przepraszam, to ostatnia rzecz, którą widzę, zanim wpadam w ciemność. I myślę tylko o tym, że zaraz może zginąć. Przeze mnie.
*
~Dziś bez opisu~
L.B.