poniedziałek, 31 sierpnia 2020

"To już jest koniec możemy iść"

Przejrzałam sobie kilka blogów tak z ciekawości i zobaczyłam, że nawet po kilku latach blogerzy publikują posty z wyjaśnieniami. No cóż... Here I am. 
Nie będę ukrywać, że zawsze bardzo lubiłam pisać. Sytuacje, które nie mogą wydarzyć się w prawdziwym życiu, przelewam na kartki w zeszycie albo na bloggera. Tak, nadal piszę. Wróciłam na początku wakacji. Nie, nie mam bloga na tym koncie. Ale jakby ktoś chciał, to mogę podać linka. 
Każdy wasz komentarz był dla mnie bardzo ważny. Nie wiecie nawet jak się cieszyłam, że was mam. Pisząc bloga w latach 2015/2016 byłam trochę zagubiona. I byłam tragiczną pisarką, nie mogę teraz czytać tego opowiadania hahaha. Myślę nad zredagowaniem go, poprawieniem, chociaż nie wiem, czy nadal potrafię i lubię pisać ff. Może po maturze. Zobaczę. 
Dziękuję za to, że byliście, czytaliście, komentowaliście, obserwowaliście albo chociaż odwiedzaliście tego bloga. Jesteście super. Większość z was to byli też wspaniali autorzy i serce mnie boli jak widzę komunikat "blog usunięty". Jakbyście wracali, to koniecznie dajcie znać. 
Nie wiem, czy ktoś jeszcze tu zagląda, ale chciałam tak się odezwać. 
Love, 
Alicja 

wtorek, 26 lipca 2016

Kilka słów wyjaśnienia

ObWwam, że wrócę z nowym blogiem. Kiedy to było? Jak dawno temu?
I nie założyła bym go bez kogoś. Nie poradziła bym sobie, w roku szkolnym mam naprawdę mało czasu.

Ale pojawiło się światełko w tunelu! Kiedy Susan złożyła mi propozycję pisania w parze, nie mogłam odmówić. Także teraz piszę zupełnie nowe opowiadanie. Nie ma w nim czarodziejów, Hogwartu itd.

Jest to opowieść o Nocnych łowcach.  A także o baśnioborze.
W skrócie ff z dwóch serii, pisane przez dwie osoby, z dwóch perspektyw. Co z tego wyszło? Zobaczcie sami:

Rozdział 1:
susan-kelley.blogspot.com

Rozdział 2:
historia-alicji.blogspot.com

piątek, 25 marca 2016

Epilog

 Gdzieśkolwiek jest, jesliś jest, lituj mej żałości,
     A nie możesz li w onej dawnej swej całości,
Pociesz mię, jako możesz, a staw sie przede mną
     Lubo snem, lubo cieniem, lub marą nikczemną.
- Jan Kochanowski "Tren X"
 
Dzień 1 
Nie jestem pewna w jaki sposób trafiłam do domu. Pamiętam tylko śnieg i łzy. Dużo łez. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale biegłam przed siebie. Liczyłam, że znajdę zamek, że znajdę brata, że znajdę szczęście, ale znalazłam tylko pustkę. Do domu weszłam przez strych. Wspięłam się po dachu, po raz pierwszy nie bałam się wysokości, nie bałam się upadku. Nic mi już nie zostało, więc co za różnica... spadnę czy nie? Spadnę czy nie? Może tak, a może nie. Żadna różnica. Przed oczami wciąż widzę obraz brata, który szepcze wybacz, wybacz, wybacz. Mój brat zaginął tydzień temu, wszyscy i wszystko go szuka, a ja wiem, ale nie mogę powiedzieć. Wciąż ciążą mi słowa przez niego wypowiedziane. Delima jest zła, co jeśli zrobi mu krzywdę?
To będzie moja wina.
Okrutnej siostry, która pozwoliła bratu zginąć.
Wybacz Ian.  

*** 
Wschód rządów okrutnych na horyzoncie się pojawia. Kto zło poskromi?
Jest jedna taka osoba. Jedna na milion, której to się uda.
To ktoś, kto wielkie zło będzie znał najlepiej. Więc bój się Delimo okrutna!
Nawet twego życia zachód nadejdzie.

Alicja poderwała się na łóżku, gdy te straszne słowa usłyszała we śnie. Ale nie tylko ją zbudził ten okropny sen. Trzy inne osoby również poderwały się na swoich łóżkach. A żadna nie zrozumiała tego snu. A wszyscy już nie długo mieli stawić czoło wielkiemu złu.

Rozdział 24

Witajcie. Czy ktokolwiek mnie zna? A może jednak kojarzycie? To ja, ten wampir z szafy. Trochę jaśniej? Kim ja konkretnie jestem? Jestem boginem. A raczej byłem. Zostałem schwytany przez profesora Saltzmana. Przez lata wyskakiwałem z tej jego szafy, aż w końcu przybył tutaj, a ja razem z nim. Nigdy nie wyjaśniano jak powstają boginy. Boginy to dusze ludzi, którzy umarli z przerażenia. Ale jest jeden warunek - to musi być jego największy i jedyny strach. Zobaczyłem ponuraka i padłem trupem... Miła historia, prawda? Kojarzycie czarnoksiężnika bez nosa? Skończył tak jak ja. W szafie, a kiedyś był lordem...

To był niby zwykły dzień, ale kiedy wyskoczyłem i zobaczyłem tę dziewczynę... Nagle zacząłem się zmieniać. Wróciłem do swojej poprzedniej postaci. Z jednym wyjątkiem. Stałem się wampirem. Przez pół roku ustalałem jak to się stało. Doszedłem do wniosku, że nastąpił efekt motyla. Musiała zobaczyć mnie, moje zdjęcie kiedyś, przelotnie. To inteligentna dziewczyna. Wybiegła w przyszłość. Podświadomie wie, że kiedyś będę jej największym koszmarem. Ale dlaczego? Przelotne zobaczenie mnie doprowadziło do takiego przerażenia, że ona nie umarła, ona mnie stworzyła. Więc mogę żyć. 

Odszedłem z Hogwartu. Na razie nie jestem tam potrzebny. Udałem się na zachód. A konkretnie szukałem pewnej kobiety, elficy. Skierowałem się do Salem. Ta dziewczyna, ta co mnie uwolniła, też była z Salem. Wszystko się zgadza. Wszystko. Może dawno temu ktoś wypowiedział przepowiednie. Może ona jest tą, która ma ocalić lub zniszczyć ten świat. Może...

Nie czekała na mnie. Siedziała w gabinecie, który znajdował się około trzydzieści trzy stopy nad ziemią. Była stara. Elfy się nie starzeją, a ona na pewno nie oddała swojej wiecznej młodości. Wszedłem bezszelestnie, bez pukania. Jednak ona mnie usłyszała. Podniosła wzrok, a jej ciemne oczy zmierzyły mnie wzrokiem. Uchyliła usta ze zdumienia. Nie spodziewała się zobaczyć zmarłego, więc to ja zacząłem.
- Wróć do mnie, Amalie. Proszę cię. - Zaraz pojawiła się przede mną. Dotknąłem jej policzka.
- To jestem ja. Spójrz w moje oczy. - Zrobiłem to. Duże brązowe tęczówki patrzyły na mnie z miłością. Wystarczył ułamek sekundy, żeby jej twarz wygładziła się. Oderwałem wzrok od jej oczy. Zobaczyłem Amalie taką jak ją zapamiętałem. 
- Amalie... jesteś piękna.
- Nie nazywam się już Amalie. Teraz jestem Delima. - Zwróciła mi uwagę. Spojrzałem na nią znacząco. Uśmiechnęła się delikatnie. - Dobrze. Dla ciebie wciąż mogę być Amalie. 
- To twoje prawdziwe imię.
- Wszystkie bajki mówią o mnie Delima. - Zwróciła mi uwagę.
- Żadna bajka cię nie zna. A po za tym myślą, że jesteś zgorzkniałą staruchę. - Lie uśmiechnęła się. 
- Wszyscy ludzie mówią, że jesteś martwy. - Zauważyła. - Ja też tak myślałam.
- Może jestem aniołem? - Zapytałem retorycznie. Uśmiechnęła się. - Nie wszystko co myślisz jest prawdą. Popatrzyłem jej głęboko w oczy. Ciemny brąz, prawie czerń. Z granatową obwódką. Bardzo trudno zobaczyć drugie takie oczy. A jednak... Przypadek? Nie wierzę w nie. Czy to możliwe, że Amalie miała dziecko? Czy to możliwe, żebym zobaczył jej potomkinię? 
Przecież przypadki nie istnieją...

- Nie może tu mieszkać każdy kto ze chce! - Wykrzyknął blondyn. Pamiętam ten dzień, wtedy jeszcze żyłem. Pod drzwiami domu Amalie pojawiła się jakaś kobieta. Powiedziała tylko jedno zdanie. ~ Proszę zapewnij mojemu synowi godne życie. ~  Alex nie ma prawa mnie pamiętać. Miał może dwa miesiące kiedy został przyniesiony. Kiedy miał rok, ja byłem już martwy. 
- Uspokój się. - Warknęła w odpowiedzi szatynka. - To nie jest zwykły ktoś.
- Masz rację. - Prychnął. - To wampir. - Racja wampir. Więc dobrze wszystko słyszę nawet z odległości kilometra. Może tam tak po prostu wejść?
- Ręczę za niego, Alexandrze. - Powiedziała już spokojniej Lie. Usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła i trzaśnięcie drzwiami. W wampirzym tempie, wampiryzm ma jednak dużo pozytywów, przemieściłem się do gabinetu.
- Wszystko w porządku? - Pokiwała głową. Wciąż zachowała młody wygląd. - Nie zdziwił się widząc twoją twarz? Taką inną. - Dodałem szybko.
- Chyba nie myślałeś, że ukrywam przed nim prawdę. Doskonale wie, kim jestem i czym jestem. Potworem.
- Nie mów tak. - Warknąłem. Nie mogę pozwolić, żeby wywlekała jakieś stare sprawy.
- Dlaczego mam nie mówić prawdy, Johnaton? - Nie lubię kiedy ktoś obraca moje słowa przeciwko mnie, ale teraz musiałem jej przyznać rację. 
Prawdy nie należy ukrywać, to może przynieść tylko złe skutki. Oboje doskonale o tym wiemy.
- Alex się przyzwyczai. - Powiedziała cicho Amalie. - Nienawidzi mnie, ale toleruje moje decyzje.
- Wie o wszystkim? - Dopytałem. Pokręciła głową, a na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech.
- Gdyby się dowiedział, że chciałam zabić jego przyjaciółkę... - Jeszcze raz pokręciła głową. Uciekłby, a potem wydał mnie przed światem magii. - Uśmiech zniknął z jej twarzy. Spojrzała na mnie i odezwała się bardzo poważnym tonem. - Johnatonie, on nie może się dowiedzieć. Jeśli mu powiesz, będę musiała zabić was oboje. - Nigdy nie myślałem, że powie mi coś takiego.

Piękny, wielki orzeł. Mój prezent z dedykacją dla Hogwartu. Nienawidzę tych magików, za to, że mnie zabili, a potem uwięzili. Więc zemszczę się na ich przodkach. Leć orle, leć, siej chaos i zniszczenie. 

Oboje byliśmy w jej gabinecie, kiedy rozległ się krzyk. Wybiegłem na korytarz. Na podłodze leżała jedna z profesorek. Nagle ktoś zaatakował mnie od tyłu. Potężne zaklęcie trafiło mnie w plecy, a ja poleciałem do przodu. I stoczyłem się ze schodów. Stoczyłem się na sam parter. Z dołu słyszałem odgłosy walki. Nie mogłem tam iść. Amalie wolała poradzić sobie sama. Czekałem sekundy, a może godziny. Ale Amalie w końcu mnie zawołała.
- Johnaton! Chodź tu szybko. - W sekundę znalazłem się przy niej. Klęczała przy chłopaku. Nie miał więcej niż dwadzieścia lat. Leżał na podłodze i się nie ruszał. Nie jestem pewny czy w ogóle oddychał.
- Żyje? - Zapytałem cicho. Dziewczyna pokiwała głową.
- Ledwo. - Powiedziała karcącym tonem. - Zasłużył. Zaatakował nas. Zabił Elvir. - Wskazała na nauczycielkę. - Powinien zginąć. - Nie poznawałem jej. To nie ta sama kobieta, którą znałem. Dopiero teraz to do mnie dotarło. To już nie jest Amalie, teraz jest Delimą. Jest okrutna. Wstaje i kieruje się do swojego gabinetu. Ja zostaje w miejscu. Klękam przy chłopaku i podaję mu moją krew. Zapewne Delima go uwięzi. Nie mogę odejść teraz. Mam nowy cel. Pomogę mu.

Rok bloga

Wiecie, że minął już rok? Szybko minęło. Z tej okazji dodaję dziś 24 rozdział i epilog.
Jeśli będziecie chcieli będę też kontynuować opowiadanie, ponieważ naprawdę to lubię.

Cieszę się, że wytrwałam, że nadal tu jestem. 

25♥03 - urodziny bloga

Dziękuję wszystkich, którzy czytają ten post.

- Alicja