niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 12

"I fell to the sky falling down"
Wiz Khalifa: "Go hard or go home"
~Alicja~
   Spędziłam tu już tydzień. Z moich obliczeń wynika, że dzisiaj jest wtorek, ostatni tydzień września. Czyli przegapiła trzeci tydzień. Nie wiem czy dziewczyny coś robią, żeby nie wydać mnie nauczycielom. Nie wiem też co powinnam robić. Sypiam na drzewie Czterech Dróg, jedzenie wykradam z kuchni w Instytucie. Myję się i kradnę ubrania u siostry. Przy okazji poznaję wystrój Domu Ogania - bo do niego należy Maddie. Panna. Ich pokój jest w kolorach czerwieni i żółci. Trochę przypomina mi to moje dormitorium w Hogwarcie, ale myślę, że to dlatego, że tęsknie za tym miejscem. Za Mary, Lauren, Nathalie, Molly, innymi Weasley'ami, a nawet za James'em, David'em, Rose i Damon'em. W sumie to jedyne osoby w Hogwarcie, które choć trochę znam. Kiedy wrócę naprawdę muszę poprawić swoje kontakty z innymi. Może poznam Krukonów z roku Nath? O ile wrócę. Wracając do tego pokoju, ściany mają podobny kolor, ale jednak tam jest złoto, tu żółć. Tam narzuty są w obu rodowych kolorach, tu tylko tym jaśniejszym. O wiele bardziej lubiłam moje fioletowobiałe dormitorium. W Salem lubiłam też, że nie było tego ograniczenia pomiędzy domami. Nie było hasła, ale były cztery oddzielne sektory. Jeśli ktoś chciał mógł założyć sobie hasło na drzwi, ale pomiędzy nami nie było nienawiści. Oczywiście zazwyczaj przyjaciół się miało wśród współlokatorów, ale Dom Wody nie nienawidził Domu Ognia, a w Hogwarcie było inaczej. Slytherin nienawidził Gryffindoru, we wszystkim rywalizowali. Tu, w Instytucie, byłyśmy jak rodzina. Często się kłóciłyśmy, czasem nawet śmiertelnie na siebie obrażałyśmy, ale potrafiłyśmy się wspierać nawet w środku największej wojny przeciwko sobie. Niektóre z nas, ba! Większość z nas nawet wymykała się na spotkanie z chłopaki ze Szkoły Czarodziejów, których poznały przy tych czy innych okolicznościach. Wychodziło się w trakcie posiłków, czasu wolnego, czasem lekcji lub przed snem. Najczęściej spotykało się ich w czasie wyjść do naszej magicznej wioski, Salem. W pierwszej klasie chodziło się z opiekunem, a od drugiej można było chodzić samodzielnie. Ja i moje przyjaciółki miałyśmy dwóch przyjaciół w tej szkole, Alex'a i Caleb'a. Poznałyśmy ich już na pierwszej wyprawie. Byliśmy w sklepie. Sprzedawali tam różne magiczne proszki, rzeczy do psikusów itp. Jeden z nich kupił proszek, a potem zaczarowali go i w pewnym momencie cała zawartość wylądowała na Vanessie, mojej przyjaciółce. Była wściekła. Podeszła do nich i spoliczkowała Alex'a. Przestał się śmiać i doszedł do wniosku, że źle zrobił. Kiedy wróciłyśmy na jej łóżku leżały kwiaty i czekolada, i liścik z przeprosinami. Minęły dwa lata, a oni nie powiedzieli nam jak je dostarczyli skoro nie wiedzieli gdzie mieszkamy. Mówili, że pozostanie to ich słodką tajemnicą. I zostało. Może dziewczyny już wiedzą... Obiecali, że będą pisać. I rzeczywiście. Wymieniałam listy ze wszystkimi w wakacje. Dwa razy nawet wpadli w odwiedziny, bo za pomocą teleportacji przeprowadziła ich jedno z rodziców. Teraz pewnie nie mają czasu. Zawsze początek roku zaczynamy z przytupem. W tę sobotę będzie prawdopodobnie wyjście do Salem, więc może coś nakreślą dla mnie. Może już napisali. Ale ja siedzę tu i nie wiem co się dzieje w normalnym świecie. Moi starzy i nowi przyjaciele mogą spędzać czas normalnie. Ucząc się, jedząc, rozmawiając. Tylko mnie trzymają się jakieś chore przygody. Wiele osób, nie czarodziejów, (w Salem tak nie jest powszechne słowo Mugol - autorka) wiele by dało za taką przygodę. Ale nie, dzięki, jechałam już tą karuzelą tak wiele razy, czas z niej zrezygnować. Poszłam do kuchni w Instytucie. Podobnie jak w Hogwarcie, u nas też pracują Skrzaty Domowe. Jest ich mniej, więc mogłę swobodnie przemieszczać się po kuchni. Nawet nie zwracają na mnie uwagi. Do kuchni były dwa wejścia, jedno nie znane, a żeby wejść przez drugie, trzeba było wspiąć się na lufcik na obrazem, który mieści się mniej więcej na wysokość ponad dwóch metrów. Przesunąć kratę i wejść do kuchni. To była pestka, więc skrzaty przyzwyczaiły się do wielu osób w kuchni. Wzięłam termos i nalałam do niego herbaty. Do także zabranej śniadaniówki włożyłam kanapki z serem. Z reszty herbaty i kanapek zrobiłam śniadanie. Usiadłam na parapecie i patrzyłam przez okno na piękny wschód słońca, który było ledwo widać zza drzew. Nie myśląc dłużej, wstałam, zabrałam swoją torbę i wyszłam z kuchni. Kiedy znalazłam się na dworze, popędziłam do drzewa Czterech Dróg. Rzuciłam tam torbę i pobiegłam na zachód, gdzie znajdowało się może. Zjechałam po łagodnym zboczu klifu i już byłam na plaży. Mogłam podziwiać piękny wschód, który tak rzadko mogłam oglądać. Widziałam to tylko trzy razy. Raz z moim przyjaciółmi z Salem, kiedy specjalnie wstaliśmy w sobotę wcześnie i cały ciepły dzień spędziliśmy na plaży. Podziwialiśmy i wschód słońca, i jego zachód. Drugi raz widziałam to z Ian'em, moim bratem. Lubię bardziej jego niż moją siostrę. Kiedy byłam mała czytał mi książki, oglądał ze mną "mugolskie" filmy, uczył mnie o różnych innych magicznych gatunkach, pomagał w lekcjach i to on zapoczątkował moją miłość do książek o Hobbitach, Krasnoludach, Elfach. Ach, Elfach. Nigdy nie myślałam, że mogę być takim cudownym stworzeniem, ale na co mi skoro nie wiem jak wykorzystywać te głupie moce? Nie wiem czego od mnie chciały, kiedy to wojsko było tu ostatnio. Przynajmniej się więcej nie pojawili. Wracając, moja siostra już skończyła Salem, kiedy ja do niego przybyłam. Ona zawsze żyła w swoim świecie. Zazwyczaj była spokojna i opanowana, ja i mój brat byliśmy inni. Kiedy budziliśmy się rano, rodzice nie wiedzieli na jaki trafią humor. A u Madeline zawsze był tylko spokój. Nie mieszała się w kłótnie, ale często z nami żartowała. Teraz pracuje u Madame Fox, która sprzedaje ubrania na Pokątnej.
   Trzeci raz zobaczyłam wschód w te wakacje. Na łące w Dolinie Godryka. To była pierwsza noc w nowym domu. Nie umiałam tam spać, więc poszłam zwiedzić wioskę przed świtem. Poszłam na łąkę i po raz pierwszy wtedy zauważyłam... jego. A teraz powoli szedł plażą w moją stronę. On, tygrys. Wielki kot. Widziałam go wtedy, w wakacje. Szedł tak samo. Wolno zwierzał w moją stronę. Wolno się podniosłam. Zaryczał cicho, więc musiałam się zatrzymać w pozycji "Gotowi". Tułów podniesiony, ale kończyny na ziemi. Nie wiem co chciał wtedy, bo uciekłam. To był ten dzień, kiedy wpadłam po raz pierwszy na James'a. Użyłam zaklęcia niewidzialnego i uciekłam i je mu. Teraz muszę temu stawić czoła. Jestem pewna, że to ten sam zwierz. Czarnofioletowobiała maść. Tam gdzie normalny tygrys jest pomarańczowy, ten był czarny. Gdzie zazwyczaj czarny, fioletowy. Biały miał swoje zwykłe miejsce. Zbliżał się coraz bardziej. Był jakieś pięć metrów od mnie, ale ja się nie bałam. Patrzyłam mu w oczy z odwagą. I nagle poczułam jak moje ciało się zmienia. Obrastam pomarańczowym futrem. Zaokrągla mi się twarz. Spojrzałam w czarne oczy tygrysa. O cholera! Też jestem tygrysem! Tyle, że normalnym. W jaki sposób? Mam też problem z normalnym myśleniem!
~ Spokojnie, dziewczyno. Uwolniłem z ciebie twojego animaga, tygrysa. Moja droga, jesteś animagiem. Kiedy będziesz chciała będziesz mogła się z powrotem zamienić, ale proszę, wysłuchaj mnie. ~ Coś sprawiło, że potrafiłam mu ufać, więc kiwnęłam łbem, ale nadal  nie spuszczałam z niego wzroku. ~ Przysyła mnie elf. Książę Legolas. ~ Czy odpowiedzi serio mają takie super wyczucie? Przynajmniej fajnie, że moja ulubiona książka jest prawdziwa. Ale to elf... Od razu skojarzyło mi się z wojskiem, więc odruchowo się cofnęłam. Tamten od razu zareagował szybkim wytłumaczeniem. ~ Nie uciekaj! To nie książę wysłał po ciebie żołnierzy, tylko król. Książę chce przekazać ci wiadomość. Zrobiłby to osobiście, ale stwierdził, że uciekniesz. ~ Ucieknę. Super cechy Gryfonki, nie? Ale i tak miał rację. Inteligentne stwierdzenie, godne elfa. ~ Już wiedzą jak cię wyciągnąć. Ona zrobi to nie długo.
- Jaka ona? - Wtrąciłam, ale zamiast moje głosu usłyszałam warkot. Dziwne, ale on zrozumiał.
~ Nie mogę powiedzieć, bo mnie zabiją. ~ Wzdrygnęłam się mimowolnie. Ale on tłumaczył dalej. ~Nie książę, ale wojsko będzie musiało. Taki mają układ. Książę chciał też przekazać, że kiedyś się z tobą zobaczy. Nie chce, żebyś uciekła. Obiecał, że do niczego cię nie zmusi. Rozpoznasz go. Wysoki blondyn, niebieskie oczy, łuk i koń. Więcej wojska nie będzie, król i książę na to nie pozwolą. Mówił, że nie jesteś bronią tylko człowiekiem. Koniec wiadomości. A teraz odpręż się i wyobraź sobie siebie jako człowieka. ~ Zrobiłam tak i poczułam jak się zmieniam. Wyglądałam tak jak wcześniej.
- Dziękuję. Obiecuję, że nie ucieknę. - Odwarknął coś, ale w postaci człowieka chyba nie mogę z nim rozmawiać. Skłonił łeb, ja zrobiłam to samo i odszedł w swoją stronę. Muszę teraz przetrawić tą wiadomość. Jestem chyba najmłodszym animagiem w historii. I do tego nawet nie umiem wyczarować patronusa! Okey. Więcej wojska nie będzie. Super. Nie jestem bronią, a człowiekiem. Miłe, aczkolwiek bronią? Kim ja do cholery jestem?! Stop, ja chcę zejść z tej karuzeli! Legolas, z który, chciałam się spotkać jako dziecko, teraz chce się spotkać ze mną. Jedyna rzecz, która mi się jako tako podoba. Nie zapytałam tylko czego chciał ten tygrys, kiedy był za pierwszym razem. Trudno. Mam przeczucie, że jeszcze kiedyś się pojawi. Na razie muszę chyba od nowa zapoznać się z ich historią. Zerknęłam na parę książek w Hogwarcie, ale tam wyszło, że elfy to głupie chochliki, więc muszę szukać gdzieś indziej. Tylko gdzie? Może u pana Saltzmana coś będzie. To bardzo prawdopodobne, o ile nie patrzy na elfy tak jak inni czarodzieje. Będę się tym zajmować, kiedy wrócę, bo w końcu obiecali, że "ONA" mnie wyciągnie. Trzymam ich za słowo.
   Zjadłam śniadanie na plaży i wróciłam na drzewo. Co mogę robić przez resztę czasu, które mi tu zostało. Może pójdę do biblioteki i poszukam czegoś o Elfach. Tak, to dobry pomysł. Nie mieliśmy tu Działu Ksiąg Zakazanych, bo i tak większość z nas potrafiła być nie widzialna. Jednak musiałam użyć tego zaklęcia, bo teraz jeszcze nie chodzę do szkoły. Szukanie odpowiedniej książki zajęło mi godzinę. W końcu wybrałam "Najróżniejsze gatunki  magiczne". Wyszukałam spis treści i literę "E". Znalazłam dwa gatunki Elfów, Leśne i Mroczne. Mnie chyba interesują te Leśne. W książce nie było wiele informacji. Jedynie, że nie umierają ze starości, ale można je zabić lub mogą umrzeć ze smutku. Był tam jeszcze opis ich wyglądu, ale nic więcej co by mnie interesowało. Mam nadzieję, że nasz nauczyciel obrony będzie coś miał. To jedyna moja nadzieja na informacje. Znalazłam jeszcze jedną interesującą książkę. Była ona o stworzeniach światła i cienia. Były opisane różnice pomiędzy nimi i podane gatunki. Okazało się, że jako czarownica należę do stworzeń cienia, a jako elf leśny światła. Czyniło mnie to stworzeniem neutralnym, czyli, cytuję: Stworzenia neutralne. To te, które nie wybrały jeszcze swojej drogi. Zazwyczaj nie wiedzą, że mają wybór, ale zdarzają się takie przypadki. Wówczas przez krwawą ceremonie wybierają swoją drogę. W ten sposób żegnają jedną postać, by przybrać drugą. Ceremonii muszą dokonać do siedemnastych urodzin. Muszą też dźgnąć się specjalnym mieczem danego gatunku, który ma wybrany władca danego gatunku. Czyli będę musiała wybrać, elf lub czarownica. Mam jeszcze czas. Trzy lata, które miną za szybko. To pewnie wtedy "wielki książę" postanawia przyjść. Podobno nie zmuszać mnie do wyboru. Moja decyzja musi być gotowa wcześniej. Muszę znaleźć wszelkie dostępne źródła wiedzy. Muszę...
   To takie śmieszne. Muszę zrobić tyle rzeczy, a co ze szczęściem? A, no tak, zapomniałam, szczęście wyszło z mody. Teraz trzeba służyć, dzielić, rządzić. I to samo robią stworzenia światła, Ludzie, Elfy leśne, Krasnoludzi, Hobbici, Zmiennokształtni, Żywiołaki, Jednorożce, i stworzenia cienia, Elfy mroczne, Wampiry, Wilkołaki, Orkowie, Gobliny, Diabły, Kelpie, Czarownice. I wszystko inne uważane za złe. Część tych "złych" nawet nie ma wyboru, nigdy nie wiesz, czy nie urodzisz się z genem wilkołactwa albo nie przemieni cię wampir. Mogę też zapewnić, że nie zrobiłam z siebie czarownicy. Nie miałam na to wpływu. Nikt nie miał, rodzimy się tymi, kim się rodzimy. Mamy wpływ dopiero na tych, którymi się stajemy. Z drugiej strony, interesuje mnie kto napisał tę głupią książkę! Zapewne jakaś istota dobra, może Leśny Elf, może Człowiek, może Krasnolud. Ale na pewno nie wampir, czarownica, czy wilkołak. Te stworzenia są zbyt inteligentne, żeby zwracać uwagę na takie pierdoły! A ja muszę wziąć tę książkę, muszę wiedzieć kto napisał te bzdury.
   Więc włożyłam książkę do torby i wyszłam z biblioteki. Spędziłam w niej trochę czasu, ale do kolacji nadal pozostawała długa godzina. Postanowiłam pójść jeszcze raz pod drzewo. Może to ostatni raz, kiedy mogę je zobaczyć. Podróż była za krótka. Wolałabym, żeby trwała wieki. Albo chociaż, żebym mogła czasem przycisnąć przycisk "Powtórz", ale to nie film, nie bajka, nie książka, to cholerne życie, cholernie prawdzie. Cholerne życie usłane płatkami goryczy. Płatkami goryczy.
   Od razu zorientowałam się, że jest coś nie tak. Na drzewie widniał napis. Był napisany w nieznanym mi języku. Skoncentrowałam się na słowach, a ich litery nagle zaczęły się magicznie zmieniać. Cały napis głosił: Jeśli możesz to przeczytać, to znaczy, że jesteś silniejsza niż myślę. Niż wszyscy myślą. Mam nadzieję, że spotkałaś się z Tigaro, moim wysłannikiem. Nie spotkałem się z nim jeszcze. W sumie, sam nie wiem dlaczego piszę to po elficku. Myślę, że w duchu chcę, żebyś tego nie przeczytała. Nie wiem, czy wiesz, ale przed siedemnastym rokiem życia będziesz musiała dokonać wyboru. Nie możesz być dwoma gatunkami na raz. Nikt nie może. Więcej wytłumaczę ci przy naszym spotkaniu, które, jak się domyślasz zapewne, odbędzie się trochę przed twymi siedemnastymi urodzinami. Oni nie mogą wiedzieć, że to napisałem. Żegnaj, a raczej do zobaczenia. - L
   Miałam rację. Mój elficki mózg już chyba działa. Spotka się ze mną przed moją siedemnastką. A może to nie mózg, tylko czysty przypadek, bo znalazłam książkę. Sama nie wiem. Teraz mam trzy lata na zastanowienie się nad najważniejszym wyborem. A potem po mnie przyjdą łapy przeznaczenia. A od nich nie ucieknę. Mam ograniczony czas wolności. Elf. Czarodziejka. Ja. Nie ja.
   Trwała teraz kolacja. Wszyscy byli na kolacji, a przynajmniej powinni być. Przeprałam "pożyczone" ubrania od siostry i wysuszyłam za pomocą czaru. Wzięłam nowe i poszłam się umyć. Wyszłam z łazienki. Chwyciłam moją torbę i już miałam wychodzić, ale nagle otworzyły się drzwi. Mogłam się schować, uciec, ale doznałam szoku i nie mogłam się ruszyć. Otworzyły się drzwi i weszła przez nie Pauline Bennet. Zauważyłam zmiany w jej wyglądzie. Teraz ma proste włosy do połowy żeber. Wtedy były kręcone i do ramion. Patrzyła na mnie chwilę, a potem nastąpiło coś dziwnego. Na zmianę widziałam dwunastolatkę w szacie z Salem, a dwudziestolatkę w szacie nauczyciela Hogwartu. Obie coś mówiły, ale ich nie słyszałam. Widziałam tylko jak poruszają ustami i niebezpiecznie wpatrują się we mnie, groźnie. Chciałam krzyczeń, uciekać, robić cokolwiek, byleby robić cokolwiek! Ale nie mogłam, nogi były z ołowiu, krzyk uwiązł w gardle, a umysł był bliski obłędu. I w tym momencie wszystko zaczęło blednąć, a ja spadałam. Znów była tylko ciemność. Czy pani Pauline Bennet, nauczycielka elikirów, była "JĄ", elfem?!
~*~
Rozdział jest krótszy od poprzedniego,
ale to dlatego, że  piszę tylko jedną postacią.
Prawie siedem stron, to w sumie dużo
jak na pisanie tylko Alicją...
No cóż, spoiler:
W następnym wraca Ali do Hogwartu!
13 już za tydzień!
- A

9 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. Jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tutaj jest moje miejsce, dziś wracam z komentarzem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nawet nie wspomnę, ile komentarzy dałam na Twoim blogu, bo to okropne. On jest świetny, a ja nie mogłam znaleźć na niego czasu... Teraz postaram się komentować na bieżąco i mam nadzieję, że mi się uda.
      Przechodząc do treści, to naprawdę była to część intrygująca. Elfy mroczne, neutralni, rany wymyśliłaś to niesamowiacie! I ten rytuał, o kurczaki. Mam nadzieję, że Alicja wybierze czarownice, ale jednak coś mi mówi, że może będzie bardziej chciała zostać elfem. Nie pozostaje mi nic poza czekaniem. Ali jest animagiem, niesamowite i to jeszcze w takim młodym wieku. A ten tygrys i ta wiadomość od niego, albo od Legolasa. Tyle ciekawych i tajemniczych zdarzeń w tym rozdziale. Ale to na końcu, to jest świetne. Naprawdę czegoś takiego się nie spodziewałam. Ta nauczycielka to jest ta "Ona". O rany!
      Czekam na kolejny rozdział :) Życzę weny i pozdrawiam.
      Panienka Livvi :*

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzecia :) Wrócę później :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział Genialny! Bardzo długi jak na tylko jedną postać, z tym się zgodzę :)
      Zaciekawiłaś mnie tymi stworzeniami cienia i światła. Oraz stworzeniem neutralnym. Szkoda, że nie można być jednym i drugim jednocześnie to był było coś. :)
      Alicja jest animagiem... I jeszcze ten kolorowy tygrys (tak ja go nazwałam). Sprawa podejrzana, a zarazem i ciekawa. :)
      Wizyta pana ,,L" nie nogę się już doczekać. Ale gdzie ona będzie, skoro Alicja wraca z powrotem do Hogwartu.
      Kiedy przeczytałam koniec to jedno wielkie WHAT !!! Pani Bannet to ta ,,ONA" i do tego jest elfem czy, tylko coś źle zrozumiałam.
      Pozdrawiam i życzę góry weny :)

      Usuń
  6. Witam !
    Rozdział świetny ( o tak wszystkie są ekstra).
    Naprawde pomysł genialny i tak bardzo już jestem ciekawa co wybierze Alicja. Ja chyba jednak bym wolała być czrownicą, ale tu o mnie nie chodzi. Jakoś mam takie wrażenie, że będzie elfem. Tak po prostu, a może się mylę?
    A końcówka taka ... nie wiem jak to określić. Jak przeczytałam tą końcówkę to takie WTF !? Jak to Bennet jest kimś takim jak Alicja? Nie wiem już sama. Nie mogę się doczekać powrotu do Hogwartu :)
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wracam jutro z komentarzem, a tym czasem zapraszam na rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń

Czytasz ---> Komentujesz ---> Motywujesz!