niedziela, 13 września 2015

Rozdział 18

 Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty.
To też nie diabeł rogaty.
Ani miłość kiedy jedno płacze
a drugie po nim skacze.
Miłość to żaden film w żadnym kinie
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze...
Happysad - "Zanim pójdę"
 
~Narracja trzecioosobowa~
- Powiedz mi gdzie to trzymacie! Daj mi to, a żadnego z wam nie ukarzę. - Powiedziała dyrektorka. Chłopak spojrzał na nią jak na wariatkę. - Nie mów mi, że to nie wy to zabraliście. - Zdenerwowała się. - To jest ważniejsze niż wam się wydaje!
- Masz rację. Nie powiem ci, że nie mamy z tym nic wspólnego. Wzięliśmy to, ale nie masz na to żadnego dowodu. - Żachnął się blondyn. Przypomniało mu się coś nagle. - Za to ja mam na wiele twoich podstępów. Zamierzasz kiedyś powiedzieć, że to już trzecie wybory, które wygrałaś nieuczciwie. - Kobieta otworzyła usta zszokowana.
- Nie możesz. - Wychrypiała. Rozbawiła Alexa.
- Mogę wszystko, Delimo. - Udał zamyślonego. - Hm... Może zacznę od tego, że zabiłaś moich rodziców. - Chciała coś powiedzieć, nie dał jej. - A mnie wychowałaś tylko dla tego, że zrobiło ci się żal. Żal cholernego niemowlaka! - Krzyknął ze łzami w oczach. - Jesteś suką, Delimo. Grzechy twojej przeszłości w końcu cię dogonią. Delimo, a może Camille? Wstydzisz się własnego imienia. Powiedz mi kim jesteś innym jak nie idiotką! - Wyszedł trzaskając drzwiami, zostawiając kobietę samą ze łzami w oczach. Podwinęła długą szatę i usiadła na parapecie, jak za dawnych, dobrych czasów. Znów miała szesnaście lat. Siedziała na parapecie w swoim pokoju, który mieścił się na poddaszu. Był to zwyczajny pokój nastolatki. Obrazy i obrazki wisiały na ścianach. Zbliżała się północ. Wszyscy w domu spali, a ona czekała. W ciemności nie mogła dostrzec wskazówek zegara, więc liczyła czas uderzeniami serca. Bum, bum, bum. I jesteś coraz bliżej, żeby stąd wyjść. Bum, bum, bum. Pamiętaj, że już nie wrócisz. Bum, bum, bum. Chcę tego, chcę.  Bum, bum, bum. I jest on w drzwiach. Bum, bum, bum. I ty zaraz się w nich znajdziesz. Bum, bum, bum. I nie ma odwrotu...
- Jesteś gotowa? - I go widzisz. Król przed tobą stoi. I się kłania. Blond włosy do pasa, niebieskie oczy w mroku lśniące. I to zdecydowane spojrzenie... Och, każdej by serce szybciej przyśpieszyło, gdyby przed sobą zobaczyła króla elfów największego. Powitajmy, Thranduila. 
- Tak. Przemyślałam tu. Nie śpię parę dni, tyko myślę. Jestem naprawdę pewna. - Ona wstaje. Podchodzi do swojej biblioteczki i chwyta książkę. - Tylko to chcę zabrać. - Wyjmuje list i kładzie go na łóżku. Już widzi jutrzejszą scenę, kiedy jej rodzina zobaczy ten list i pogrąży się w rozpaczy, ale ona będzie wtedy już daleko, daleko, daleko. Już nie będzie liczyć bum, bum. bum. Bo nie będzie czego. Będzie wieczna. Już jutro nie będzie Camille Magielline. Już dzisiaj, już przecież po północy. Będzie wolna. Nie będzie czarownicą, tylko elfką. Tym czasem bierze ze sobą książkę, z dedykacją. Ni to z sentymentu, ni to do wyrzucenia. Potrzebują siebie na wzajem. A w środku słowa: Dla Camille, naszej kochanej córeczki. Niech te baśnie przepełnią twoją głowę nowymi pomysłami. Mama i tata. A na łóżku leży list z tylą jedną plamą, plamą na słowach nie wrócę. Plama, od mokrej łzy. I już jej tu nie ma. Odeszła na zawsze. Do widzenia. 
Nie czekajcie, bo nie wrócę. Jestem jak motyl, nie uchwytna. Nie złapiesz mnie, choćbyś bardzo chciał, a jeśli to zrobisz to i tam umrę w tej klatce po jednym dniu. Kocham. - Camille
Razem uciekli. A to się zdarzyło ładnych "parę" wieków temu, a może dawniej. Może historia ta powinna zacząć się od dawno, dawno temu i jeszcze dawniej. Dziewczyna uciekła do Mrocznej Puszczy, a jakieś dwa tysiące lat później dostała zadanie, by udać się z powrotem do Salem.
- Co powiesz na to, że nic o mnie nie wiesz. Że to nie moja prawdziwa twarz. Że mimo starego wieku moja twarz jest młoda. - Wyszeptała szatynka. Zamknęła oczy i deportowała się. Znajdowała się w swoim strarym pokoju, w dworku na odludziu. Wyjęła spod łóżka stary portret, na którym była ona, jej rodzice i rodzeństwo. A z tyłu podpis, Rodzina Magielline, lipiec r. 340 n.r (dopisane przez nią - dop. autorka). Zdjęła maskę i teraz na podłodze klęczała młoda szatynka zamiast starszej kobiety. I płakała. Płakała głośno, bo wszystko straciła. Wcześniej jako nastolatka rodziców, później jako elfka przyjaciela, który wybrał władzę, a teraz jeszcze zaufanie ucznia. Na domiar złego miał rację. Zabiła ich, zabiła jego rodziców. A jego wzięła z czystej litości. Przepraszam, ale kochałam...
~Narracja trzecioosobowa~
Ronald Weasley przemierzał korytarze Ministerstwa magii. Powrócił tu po kilku letnim pomaganiu Georgowi w prowadzeniu Magicznych Dowcipów. Odzwyczaił się trochę od tych korytarzy... A może nie!? A może nie jesteśmy tymi, za których się podajemy? Nie ważne. Rudzielec otworzył drzwi do swojego gabinetu. Zaskoczenie. W gabinecie siedzi ktoś znajomy. 
- Pani profesor... - Wymamrotał zaskoczony, ale  szybko się poprawił. Wyprostował plecy i wyjął ręce z kieszeni. - Miło panią widzieć. - Skłonił się nisko. 
- Ciebie też, Ronaldzie. Ciebie też. - Miała zmartwioną minę. "O co chodzi?" pomyślał Weasley. "Na pewno o nic dobrego." Miał rację. - Szkoda, że przy takich okolicznościach. 
- Co się stało? Niech pani mnie pani. Chodzi o kogoś z mojej rodziny. - Zaniepokoił się. Kobieta wstała i podeszła do byłego ucznia. Położyła mu ręce na ramionach.
-  Chodzi o twojego siostrzeńca. James jest w ciężkim stanie. Zwróciłabym się do Harry'ego. - Podkreśliła ostatnie słowo znacząco. - Ale on mu raczej nie pomoże. Widząc zdecydowaną minę aurora, dodała. - Jest w Skrzydle Szpitalnym. - I deportowała się. Mężczyzna wziął fiolkę z eliksirem i włożył ją do torby. Miotła w dłoń. I już jesteś w Hogsmead. Wsiadł na miotłę i już leciał, jak niegdyś, kiedy był mały i nic nie wiedział o życiu. Kiedy był szukającym. Kiedy pędził po przypominajkę Nevilla. Tak dawno nie widział Hogwartu, a jego serce płakało z tęsknoty za tym miejscem. Jedno z okiem w Skrzydle Szpitalnym było otwarte. Podleciał do niego i wgramolił się do pomieszczenia. Niestety potknął się przy okazji i spadł na podłogę. Podniósł się z bólem. 
- Nie te czasy. Już nie te czasy. - Mruknął do siebie, a w pomieszczeniu rozległo się jęknięcie. Ale nie wydobyło się z jego ust. W pomieszczeniu był tylko James Potter. Zaintrygowany mężczyzna rzucił się pędem w stronę głosu. Po drodze spojrzał na zegar. Zostało pięć minut i elikir przestanie działać. Stanął przy łóżku chłopaka. - Obudź się, proszę. - Jak za dotknięciem Czarnej Różdżki chłopak otworzył oczy. Część James. - Powiedział czarnowłosy. Zaraz! Czarnowłosy?!
- Wujek? - Zapytał najpierw chłopak. ale potem zmarszczył czoło. - Tata? 
- Cześć synu. Miło cię widzieć. - Uśmiechnął się. - Kocham cię. I twoją mamę i Albusa, i Lily. A tamten człowiek... Tamten człowiek to nie ja. Ale nikt nie może o tym wiedzieć. Obiecaj mi James. 
- Hmm. - Mruknął chłopak. Nie może ufać temu człowiekowi, a może jednak... Już sam nie wiedział. A może to po prostu sen. Ale szansa jest tylko jedna. - Obiecuję. 
~Alicja~
Jedną z wielu rzeczy, która mnie przeraża jest czas. Nie możesz obrócić się za siebie, bo on już wysypuje się z twoich zaciśniętych dłoni jak piasek. Mam dość tego. Chciałaby upaść i już nie musieć się podnieść. Móc po prostu się zatrzymać i płakać nad sobą. Więc dlaczego tego nie robię? Bo to nie ja. Nie podobały mi się bajki, w których dziewczyny musiały być ratowane, bo same nie potrafiły sobie poradzić. Właściwy czas na zmienianie tych stereotypów. Po każdym upadku trzeba się podnieść i iść przez życie z nową siłą. Ale ja już nie miałam siły do tych głupich karteczek! Co te wierszyki mogły znaczyć. Przestałam przez to spać. Myślałam tylko i wyłącznie o tym, nie mogłam skupić się na lekcjach i przyjaciółkach. A czas uciekał mi przez palce. I tak oto minęły dwa tygodnie od meczu. Rose wyszła ze skrzydła szpitalnego, ale James nadal się nie obudził. Cała szkoła, włącznie z nauczycielami, zastanawiała się kto jest cudownym wybawicielem Davis. Jej matka powiedziała, że da tej osobie jakiś prezent, za uratowanie córki. Nie zgłosiłam się. Jeszcze, żeby wszyscy wiedzieli, że uratowałam osobę, która mnie nienawidzi. Nie mogą wiedzieć, że tak łatwo przebaczam. Teraz robiłam sobie Elikir Słodkiego Snu. Gotowy. Położyłam się na łóżku, wypiłam go duszkiem i nareszcie zasnęłam...
Byłam na jakiejś polanie. Przede mną rozciągał się las. Prowadziła do niego jedna ze ścieżek. Druga prowadziła chyba na jakąś polanę. Ta pierwsza była mroczna i ciemna, a ta druga jasna i błoga. Pomiędzy nimi była tabliczka, a na niej napis: Pozory mylą. 
Pozory mylą. Łatwo powiedzieć. Ale przecież to sen. Mozrobić coś i to nie będzie miało nic związanego z moim życiem. Mam 14 lat! Przyda mi się coś takiego. Do tego to chyba świadomy sen. Mogę wybrać co chcę robić. Którą ścieżką iść? Pozory mylą... W tej sytuacji oznacza to, że biała ścieżka może mnie zwieść, a czarna? Może jakoś mi pomoże? Idę. Weszłam w las, mroczny las. Na sam widok tych pajęczyn, nietoperzy i ciemności aż dreszcz cię przechodził. Jednak szłam dalej. W końcu z jakiegoś powodu jestem w Gryffindorze co nie? Pisnęłam, kiedy obok mojej głowy przeleciał nietoperz. Jedak szłam dalej. Nie traciłam nadzieii. Nagle zobaczyłam światełko w tunelu. W tym przypadku była to szczelina w ziemi w Alicji w Krainie czarów. Tyle, że nas łączy tylko imię. No to hop! I skoczyłam. Lot trwał dosłownie sekundę. Wylądowałam na jakiejś polanie. Wokół mnie rozciągały się różne trawy i kwiaty. A w linii przede mną stał mężczyzna w czarnym ubraniu. Miał czarne włosy i bladą cerę. Na mój widok zaczął recytować.
Demon chciał zebrać swe żniwa. Więc powrócił na ziemię. Ostatki dobrych ludzi wzięli sztylet anioła. I przebili demona, który po tym był znany jako skrzydlaty demon. - Wypowiedział mechanicznie. Westchnęłam zirytowana.
- Łatwo ci mówić. - Mruknęłam, ale nie spodziewałam się odpowiedzi.
- Dlaczego? To bardzo proste. - Wstałam z ziemi przerażona i zaintrygowana. 
- To nie jest bardzo proste. To bardzo trudne. Bardzo długo się nad tym zastanawiam. I nadal nic nie wiem. Nadal uważasz, że to takie proste? - Zapytałam. On się uśmiechnął.
- Jesteś mało inteligentna. - Co za idiota. Co on o mnie wie, żeby tak mówić?
- A ty jesteś idiotą. Nic o mnie nie wiem, a mnie oceniasz! - Nagle mężczyzna zaczął bledąć.
- Jestem demonem, ale zaraz stanę się aniołem. Posłuchaj mnie uważnie. - Skinęłam głową i zamieniłam się w słuch, ale nie przerywałam mu. - Odpowiedź na jedną z zagadek znajdziesz w czymś najcenniejszym. Natomiast na drugą w czymś wiecznym. Powodzenia! - Był już prawie niewidoczny, a jego głos zaczął cichnąć. 
- Wrócisz jeszcze? - Krzyknęłam na odchodne pełna strachu. Czułam z nim jakąś więź, której nie potrafiłam opisać. Już myślał, że zniknie i mi nie odpowie. A jednak.
- Widzisz mnie częściej niż być chciała! - I zniknął. Ja też zaczęłam się wybudzać.
Nie spodziewałam się, że śpię tak długo. Był już wieczór. Przeczesałam włosy ręką i zastanowiłam się nad tym snem. Coś mi mówi, że to nie był przypadkowy sen. Zastanowiłam się nad słowami chłopaka. Widzisz mnie, coś cennego, coś wiecznego. To chyba najważniejsze z tego co powiedział. Pogłówkowałam chwilę i już znałam odpowiedź na jedno z tych wyrażeń. Clarissimae librorum - Najcenniejsza z ksiąg. Tak mówią na Księgę Baśni z Salem. Pobiegłam prosto do biblioteki. 
~Rosemary~
Nadal myślałam o dniu meczu. Nie mogłam się uczyć, śmiać, czy wykonywać innych normalnych czynności. Miał to być jeden z najlepszych dni mojego życia, a skończył się trwałym uszkodzeniem kości. Pani Pomfrey powiedziała, że może nie będę mogła więcej grać w Qiudditcha. Niestety, ale nawet w świecie magii wszystko nie jest możliwe. Gdyby było ja śmigałabym na miotle razem z Jamesem i Davidem. Ach, James. Martwię się o ciebie przyjacielu. Tak długo już leżysz w tym Skrzydle Szpitalnym. James i David. Moi pierwsi prawdziwi przyjaciele. Wcześniej znałam tylko ludzi, którzy podawali się za moich przyjaciół. Dziś się nimi brzydzę...
Moje koleżanki mieszkały w centrum Little wand. Kiedy miałam sześć lat wprowadziłam się koło jednej z nich, liderki grupy. Mówiła mi, że będziemy przyjaciółkami i tak było. Na początku. A z wiekiem zaczęły stawać się okrutniejsze. Zaczęły traktować mnie jak psa. 
- Rose przynieś, Rose zrób to. - Mówiły tak. A ja to robiłam, bo byłam tylko małą, nieśmiałą Rose. Bałam się im sprzeciwić. Zniszczyłyby za coś takiego. Powoli zaczynałam je nienawidzić, ale nadal bałam się im tego powiedzieć. Ich obelgi były coraz bardziej bolesne. 
- Jesteś beznadziejna! Zepsułaś to! Wymyśliłam dla ciebie ksywę. Będziesz Jeleniem! - Czasem doprowadzały mnie do płaczu. Bałam się ich. Ale one miały iść do innej szkoły magicznej. Do Francji. Hogwart miał być moim wybawieniem. I nim się stał. One chciały mnie zniszczyć, ale stworzyły ze mnie najlepszą broń.
To dlatego tak reaguję na Alicję. Przypomina mi główną księżniczkę tej grupy. Tą najgorszą i najwredniejszą ze wszystkich, Sashę. Jeśli bym je teraz zobaczyła, potrafiłabym zrzucić je z Wieży Astronomicznej. Je, a nie siebie. Tak, takie myśli chodziły dziesięcioletniej mnie po głowie. Mam teraz psychiczny uraz do końca życia i nie mogę wybić sobie z głowy, że jestem tą najgorszą. Tą, która zawsze wszystko niszczy. Dlatego tak cenię sobie przyjaźń z chłopakami. Są dla mnie największym oparciem. Dzięki nim nie upadnę.
~Alicja~
Znalazłam w tej bibliotece egzemplarz Baśni. Dziwne to trochę, bo co baśnie z Salem robią w bibliotece Hogwartu. Nie znam odpowiedzi na to pytanie, szczególnie, że popularnych historii z innych krajów nie było. Otworzyłam księgę na pierwszej stronie. Spis treści. Jaka historia może być odpowiedzią. Najprędzej chyba "Jak powstało dobro i zło?". Jak byłam mała to była moja ulubiona opowieść. Czyżby w niej była odpowiedź. Byłoby to dziwne, ale wszystko jest możliwe. Mimo, że znałam te Baśnie prawie na pamięć postanowiłam przeczytać to jeszcze raz, uważnie. Zwracając uwagę na najbardziej nie istotne szczegóły.
Dawno, dawno temu, kiedy osada ta nie była jeszcze zwana Salem, mieszkała w niej pewna rodzina. Mięli oni tylko dwoje dzieci, albowiem ich matka nie mogła więcej zajść w ciąże. Miała z tym problemy też wcześniej, dlatego nazwała swoje dzieci Angle i Abraham, w podzięce za wysłuchanie próśb. Angle i Abraham było dziwnym rodzeństwem. Ona miała cerę w kolorze słońca, blond włosy i zielone oczy. On natomiast miał czarne włosy i tak samo ciemne włosy, a jego cera niezdrowo biała. Dorastali oni w zgodzie, ale w pewnym momencie zaczęło się pomiędzy nimi coś psuć. Ona była posłuszna i była na każde zawołanie rodziców, on natomiast chciał być buntownikiem.  Było to dziwne w tamtych czasach, ale jednak zdarzało się. Jego ojciec, Roster wyraźnie pokazywał, że bardziej kocha swoją córkę. Pewnego dnia w napadzie wściekłości powiedział nawet, że wygoni go z domu jeśli nie zacznie zachowywać się tak jak siostra. Wściekły za pomocą podstępu chciał utopić siostrę. Ale jej krzyk usłyszał miejscowy rybak. Zabił jej brata uderzając go kamieniem w głowę. I od tego czasu wszyscy nazywali go Damon. Za to chciał zrobić. Angle natomiast została wydana za rybaka, ale nie była szczęśliwa. Urodziła mu troje dzieci, a kiedy była wystarczająco zdesperowana popełniła samobójstwo. W dzień rocznicy brata. Mimo to ludzie nadal uważali ją za istnego anioła. I tak oto ta historia była przekazywana. Oni podzieli świat na dobro i zło. Angle ta dobra. Damon ten zły. Koniec. 
Nie znalazłam w tym odpowiedzi, ale na nowo zakochałam się w tej baśni. Jedno mnie zaintrygowało, czy chłopak, z którym rozmawiałam to Damon. A czy "Pozory Mylą" wcale nie chodziło o ścieżkę tylko o coś innego. O nich. Może Damon był dobry, a Angel zła. Czuję, że się przekonam. I to niedługo.
~Narracja trzecioosobowa~
Kiedy Chloe miała pięć lat, Ministerstwo Magii zidentyfikowało jej matkę jako okrutną Śmierciożerczynię. Skazali ją na okrutną śmierć. Pocałunek dementora. Nie osądzili o nic jej męża i córki, ale żeby bardziej bolało kobietę, rozkazali być dziewczynka na to patrzyła. I tak się stało. Jej mama krzyczała coś czego ona nie rozumiała. A potem krzyczała z bólu, kiedy dementor wykonywał swoją powinność. Mała blondynka krzyczała i płakała, a kiedy jej matka upadła na ziemię, podbiegła do niej by ją przytulić. Ale dla tamtej było już za późno. Była zimna i martwa. Chloe poprzysiągła zemstę, ale od tego czasu panicznie boi się dementorów.
~♥♥~
Przepraszam was, że mam opóźnienia u was w rozdziałach.
Przepraszam, że nie odpowiadam na komentarze.
Przepraszam, że ostatnio jestem taka beznadziejna.
Przepraszam, że ostatnio ciężko być zadowolonym z moich rozdziałów.
Przepraszam, że was ciągle zawod.
Ale nie przeproszę, że nie odchodzę.        
Pozdrawiam 
- A 

...
A tak na serio to:
Rozdział mi się podoba, mimo że jest napakowany wspomnieniami.
Epizdoczynie pojawiło się coś o Chloe.
Zbliżamy się także do pół rocza bloga.
Pozdrawiam - A    

6 komentarzy:

  1. Rozdział ogólnie podoba mi się :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam!
    Ten cytat z HappySad na początku był piękny! Uwielbiam go! <3
    ,, Zamierzasz kiedyś powiedzieć, że to już trzecie wybory, które wygrałaś nieuczciwie.'' Uuu... cwanie, cwanie Alex! Dyrektorka zabiła jego rodziców... to takie krejzi i dziwne. Wkrótce pewnie przestanie być dziwne jak dowiemy się jaki był powód jej działania. I jej przeszkadza imię Camille? Pff! Gdyby miała takie imię jak ja albo Genowefa to wtedy mogłaby narzekać!
    ,,lipiec r. 340 p.n.r" To w tamtych czasach nastolatki miały własne pokoje, a w nich wisiały jakieś obrazki or something like that? Jak dla mnie to wydaje się być trochę mało prawdopodobne, ale skoro jej rodzina była czarodziejami... no nie wiem. Wybacz za taki krótki i żałosny "komentarzyk", który nie jest wiele lepszy od tego zostawionego przez "Andrea Ceruleo", ale szkoła i matematyka postanowiły wziąć za swój cel kompletne pogrążenie mnie. Przepraszam!
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błąd! Za dużo się historii uczę. Nie powinno być tam p.n.e tylko naszej ery... Już poprawiam!

      Usuń
  3. Hej :)
    Szczerze po przeczytaniu tego rozdziału jestem w lekkim szoku. Nie wiem jak mam go określić. Choć ogulnie mi się podobał: )
    Nadal nie rozumiem czemu Rose tak nienawidzi Alicji ?! Ok, rozumiem to, że kiedyś miała koszmarne przyjaciółki, ale w czym one przypominają Alicje ?!
    Opowieść jak powstało dobro i zło całkowicie mnie wciągneła. Była genialna :)
    Ten sen Alicji nic mi nie wyjaśnił sprawił tylko, że wszystko mi się poplątało. Już wolgule nie ogarniam co się dzieje.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę ogormu weny :)
    Ps. Sory, że komentarz wyszedł jak wyszedł, taki niespójny itp, ale szkoła potrafi zdziałać swoje, na niekorzyść innych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super! :)
    (wybacz, że tak krótko mam ostatnio nie złe urawanie głowy)

    OdpowiedzUsuń

Czytasz ---> Komentujesz ---> Motywujesz!