Rozdział 3
"Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem" - Juliusz Cezar
*
- Co jej się stało? - podeszli do nas Albus i jakaś rudowłosa dziewczyna. Westchnęłam głośno.
- Ja się stałam. - James i David nadal patrzyli za odchodzącą dziewczyną. Wymienili spojrzenia i podnieśli się z miejsc. Popatrzyłam na nich.
- Pójdziemy z nią porozmawiać. - kiwnęłam głową, a oni pobiegli do wyjścia. W drzwiach minęli się z Lauren i Mary Kate. Dziewczyny wypatrzyły mnie i usiadł obok.
- Cześć Rose, Alicjo, Albusie. - odpowiedziała mulatka, a Simpson się tylko uśmiechnęła. Odpowiedzieliśmy "cześć" i zabraliśmy się za jedzenie.
- Tak w ogóle to jestem Rose. Ale nie jestem taka jak Davis. Jestem kuzynką James'a i Albusa. Ja i Al jesteśmy na II roku. - powiedziała i zabrała się za jedzenie.
- A ona to Alicja. Nasza przyjaciółka. - powiedziała za mnie Lauren i wskazała na siebie i Mary Kate. Trochę mnie zdziwiło, że powiedziała przyjaciółka, ale z wielką chęcią się będę z nimi przyjaźnić. Mruknęłam tylko "mhm" i dalej jedliśmy w "ciszy". Trwały rozmowy o nauczycielach, o Quiddithu, lekcjach - Czyli o wszystkim, o czym nie miałam pojęcia. Pod koniec śniadanie, opiekunowie domów rozdali plany lekcji. Naszą opiekunką jest kobieta, która nie ma więcej niż 30 lat.
- Proszę wszystkich o uwagę. - głos zabrała dyrektorka - Mam parę ogłoszeń. Po pierwsze: Zaszły zmiany w kadrze nauczycielskiej. Mamy nowych nauczycieli od Obrony przed czarną magią oraz Eliksirów, ponieważ profesor Khan ma nowe obowiązki, więc ma mniej klas w tym roku. Niestety nie mogli oni pojawić się na śniadaniu. Po drugie: trzecie klasy, jak co roku, muszą wybrać sobie dodatkowy przedmiot, który wybierają sobie do końca tego tygodnia u opiekuna domu. Po trzecie: z powodów zdrowotnych, profesor Flitwick musiał zrezygnować z opieki nad Ravenclawem. Nowy opiekunem tego domu zostaje nauczyciel OPCM. Życzę miłego dnia. - powiedziała i udała się do bocznego wyjścia. Większość nauczycieli podążyła za nią. Ja i moje nowe przyjaciółki też wyszłyśmy.
- Mam nadzieję, że nam trafi się ten nowy nauczyciel. Nienawidzę tego dziada, Khana. - powiedziała Lauren i kopnęła leżący na podłodze kamyk. Ruszyłyśmy do dormitorium.
- A ja mam nadzieję, że nie będzie to kolejny stary dziad, który nie będzie umiał nauczać. - spojrzałam na nią zaskoczona - Na początku pierwszej klasy uczył nas pan Bodine. Był okropny! Na szczęście uczył tylko dwa miesiące, a potem zatrudnili Khan'a, który już wcześniej uczył, ale rok wcześniej wyjechał. Teraz będzie uczył w Hogwarcie piąty rok. Trzy za naszych czasów. I dwa wcześniejsze. - dziewczyny przez całą drogę opowiadały mi o nauczycielach.
- Edwards nie jest złą nauczycielką. Uczy dobrze i nie jest tak sroga jak McGonagall. Tata mi opowiadał jaka była. - z przejęciem mówiła Livvi - Ale za to była chyba lepszą opiekunką Gryffindoru. No w sumie to Vivian nie jest zła, ale jest nie doświadczona.
- Powinnaś na nią mówić pani Edward. - skarciła ją Mania
- Odwaga lwa. - powiedziałam do portretu, gdy nareszcie dotarłyśmy na górę. Prze resztę drogi dziewczyny się kłóciły . Teraz też stały dalej i sprzeczał się. Patrząc na nie, weszłam przez dziurę i poczułam jak na kogoś wpadam. Już czułam upadek, ale ktoś mnie złapał. Otworzyłam oczy. Trzymał mnie James. Powoli ustawił mnie do pozycji pionowej. Nasze twarze były blisko siebie. Spuściłam głowę i odchrząknęłam. Potter spojrzał zmieszany i puścił mnie.
- Dzięki. - szepnęłam, a on pokiwał głową i uśmiechnął się smutno. Poszłam w swoją stronę. Weszłam do dormitorium i spojrzałam na plan lekcji:
Poniedziałek:
1. Śniadanie w Wielkiej Sali 2. Zaklęcia 3. ONMS 4. Eliksiry 5. Eliksiry
6. Obiad w Wielkiej Sali 7. Latanie 8. Czas Wolny 9. Kolacja w Wielkiej Sali
Spakowałam książki od zaklęć, eliksirów i opieki nad magicznymi stworzeniami. Zaczekałam na dziewczyny, które przestały się kłócić i szybko pobiegłyśmy pod salę zaklęć. Zdążyłyśmy równo z dzwonkiem. Wśród uczniów zobaczyłam Davida i James'a. Stali z Rose, śmieli się razem, a dziewczyna jakby zapomniała, że istnieję. James obrócił głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Moje mówiło "o co chodzi?". Jego "tak będzie lepiej". W tym momencie otworzyły się drzwi klasy i weszliśmy. Na stercie książek stał profesor Flitwick. Usiadłam pomiędzy Mary Kate, a ścianą. Los chciał, żeby naprzeciwko mnie siedział James. Obok niego siedziała Rose i David. Chłopaki byli przygnębieni. Widocznie, ale śmiali się razem z Rosemary. James spojrzał na mnie i posmutniał jeszcze bardziej.
~ - Myślisz, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić?
- Myślę, że możemy się przyjaźnić. ~
Przed oczami stanęła mi dzisiejsza rozmowa. Czemu byłam taka naiwna. Odwróciłam wzrok. Ludzie mogliby myśleć, że jest mi przykro, ale nie. Ja byłam wściekła. Lekcję pamiętam jak przez mgłę...
~.~
Dziewczyna siedziała na fotelu i przeglądała jakąś starą książkę. Odrzuciła swoje krótkie włosy do tyłu i oparła głowę o brązowo-niebieski fotel. Czemu było jej tak trudno znaleźć przyjaciół? Każdy Krukon omijał ją szerokim łukiem. Tylko Mary z nią rozmawiała, ale też miała swoje sprawy i co raz częściej spędzała czas z Gryfonami. Brunetce było z tego powodu przykro. Jeszcze bardziej zwinęła się w kłębek na fotelu. Może i była mądra, ale co jej z tego, skoro nie miała się do kogo odezwać. Usłyszała śmiech z góry. ~ Gdybym tylko była tak pewna siebie jak Hana Joles ~
~.~
Patrzyłem na nią przez całą lekcję. Ona tego nie widziała. Nie patrzyła, a ja robiłem to dyskretnie. Czemu musiałem to zaproponować. Czemu popełniłem błąd. Taki poważny błąd.
W czasie śniadania
- Rose zaczekaj! - krzyknął David, a ona zatrzymała się i spojrzała na nas. Była wściekła. - To nie tak miało być. My się z tobą przyjaźnimy. - kontynuował przyjaciel, a ja stałem i przysłuchiwałem się.
- Jakoś w to nie wierzę. Mam w dupie was i waszą przyjaźń. - wtedy myślałem, że to najlepszy pomysł. Nie mogłem tak tego pozostawić. Przecież to moja przyjaciółka. Rose poszła przed siebie.
- Zaczekaj! Zapomnimy o niej. - dziewczyna odwróciła się i podeszła do nas
- Mów dalej. - zażądała. David stał i przyglądał się wszystkiemu.
- Zapomnimy o dzisiejszym poranku i wczorajszym dniu. Wszytko będzie jak dawniej. Nie będzie żadnej nowej, a my znów będziemy zgraną paczką. Zgoda? ~
Czy musiałem to zaproponować? Mógł to powiedzieć David. Przynajmniej nie czułbym takiego poczucie winy. Resztę lekcji, resztę dnia - spędziłem jak przymuł, który nie może odbić się od dna.
- Co się dzieje? - zapytał David, kiedy w końcu byliśmy sami. Spojrzałem na niego.
- Stałem się ja! Jestem beznadziejnym idiotą! Zaproponowałem jej przyjaźń, a ona się zgodziła! A gdy widzieliśmy się następnym razem, ja ją ignorowałem! David, ty nie wiesz, jak ona na mnie patrzyła! Nawet ja nie wiem! To było spojrzenie pełne wyrzutu, smutku, żalu. Patrzę na nią i wiem. Wiem, że to przez mnie! Nie mogę do niej podejść wyjaśnić...
- Ale możesz to załatwić w inny sposób. - przerwał mi McKonley - Więc...
- Jakoś w to nie wierzę. Mam w dupie was i waszą przyjaźń. - wtedy myślałem, że to najlepszy pomysł. Nie mogłem tak tego pozostawić. Przecież to moja przyjaciółka. Rose poszła przed siebie.
- Zaczekaj! Zapomnimy o niej. - dziewczyna odwróciła się i podeszła do nas
- Mów dalej. - zażądała. David stał i przyglądał się wszystkiemu.
- Zapomnimy o dzisiejszym poranku i wczorajszym dniu. Wszytko będzie jak dawniej. Nie będzie żadnej nowej, a my znów będziemy zgraną paczką. Zgoda? ~
Czy musiałem to zaproponować? Mógł to powiedzieć David. Przynajmniej nie czułbym takiego poczucie winy. Resztę lekcji, resztę dnia - spędziłem jak przymuł, który nie może odbić się od dna.
- Co się dzieje? - zapytał David, kiedy w końcu byliśmy sami. Spojrzałem na niego.
- Stałem się ja! Jestem beznadziejnym idiotą! Zaproponowałem jej przyjaźń, a ona się zgodziła! A gdy widzieliśmy się następnym razem, ja ją ignorowałem! David, ty nie wiesz, jak ona na mnie patrzyła! Nawet ja nie wiem! To było spojrzenie pełne wyrzutu, smutku, żalu. Patrzę na nią i wiem. Wiem, że to przez mnie! Nie mogę do niej podejść wyjaśnić...
- Ale możesz to załatwić w inny sposób. - przerwał mi McKonley - Więc...
~.~
- Co teraz mamy? - spytała Lauren, kiedy wracałyśmy z błoni. Miałyśmy tam ONMS. Mówmy szczerze: nauczyciel mnie przeraża. Ok, jest miły, ale te jego zwierzęta są przerażające...
- Eliksiry. - odpowiedziała Mary Kate. Livvi jęknęła głośno, a spojrzałam na nią pytająco.
- Nasz kochany profesor, Khan, chce nas zabić stertą pracy domowej. A ty uważaj. Najbardziej nienawidzi nowych. Przepyta cię ze wszystkiego, ale to wszystkiego! - lamentowała mulatka.
- No chyba, że trafi nam się ta nowa. Jak jej tam, Bennet? - próbowałam pocieszyć koleżanki
- Zawsze jest szansa, ale lepiej się nie nastawiać. - westchnęła Mania - Mamy lekcje ze Ślizgonami, a Khan jest ich opiekunem. Pewnie my będziemy mieć z nim, a Krukoni i Puchoni z nią.
- Ma rację, niestety. - poparła ją Livvi. W takim razie, ja się poddaję.
- Jak się dowiemy z kim mamy? - spytałam, kiedy byłyśmy pod drzwiami do klasy. Nikogo jeszcze nie było. Mary Kate wyciągnęła różdżkę i uśmiechnęła się.
- O tak. - powiedziała i stuknęła końcem różki w nazwisko: Khan Thomas. Na tabliczkę, która wisiała na drzwiach był napis: Eliksiry: Khan Thomas, Bennet Pauline
- Gryffindor, klasy: - czytała Lauren, gdy na tablicy pojawiły się klasy, których uczy profesor - II, IV, VI. Nie uczy nas! Nie uczy! - pisnęła Thomas, a Simpson jej zawtórowała. Po chwili doszli Mark i Luis oraz jacyś Ślizgoni. Rozpoznałam wśród nich Alexa, Johna i Justine. Ostatnia dziewczyna była dla mnie nieznajoma. Później doszło jeszcze jeden Ślizgon i trzy Ślizgonki. Na końcu pojawili się James, David i Rose. Śmiali się, a ja pusto patrzyłam na nich. Gdy James napotkał mój wzrok, odwróciłam głowę. W końcu pojawiła się nauczycielka, spóźniła się dobre pięć minut. W Salem mogliby ją za to wyrzucić. Była młoda i wysoka.
- Dzień dobry. Nazywam się Pauline Bennet. - Mruknęła coś pod nosem, a kreda zaczęła pisać jej nazwisko. Czary bez różdżki - Salem,
- Patrz na wszystkie jej błędy. - mruknąłem do Justine, a ta się uśmiechnęła
- Dzień dobry. Nazywam się Pauline Bennet. - przedstawiła się i mruknęła coś, a kreda sama się uniosła. Na tablicy pojawiło się jej nazwisko i imię. My wszyscy wytrzeszczyliśmy oczy. Tylko Alicja miała minę... tak jakby determinacji, ciekawości, zawziętości. Potem na tablicy pojawił się eliksir Dolor in fluido. Ból w płynie. Jako jeden z niewielu umiałem ten język. Wyglądało na to, że tylko trzy osoby w tej klasie coś zrozumieją - ja, Bennet i Sims. Wyjąłem odpowiednie rzeczy i zabrałem się za robienie. Po dwóch godzinach mój eliksir miał błękitny kolor.
- Koniec pracy! - krzyknęła nauczycielka. Przechodziła się po klasie, aż w końcu stanęła przy mnie. - Idealny. - powiedziała - Wybitny. - podeszła do Alicji - Wybitny. - Dobrze. Alicja i Damon dostają W. Reszta klasy dostaje Troll. Na następną lekcję mam dostać dwie stopy referatu o skutkach eliksiru Dolor in fluido. Do widzenia.
- Skąd wiesz? - spytała zdziwiona Lauren. Mary Kate też wyglądała na zaskoczoną.
- Czary bez różdżki, przenoszenie ciężkich rzeczy, tak jakby były leciutkie, eliksir, które nam zadała, ta praca domowa, - wymieniałam - to wszystko charakterystyczne rzeczy dla Salem
- Może po prostu jest uzdolnioną czarownicą? - zasugerowała Mania. Spojrzałam na nią lodowatym wzrokiem. - Przecież to prawdopodobne. - tak, jasne. A to nazwisko - Bennet. Wiedziałam, że je kojarzę. To jedne z pierwszych rodów czarownic, tak starych jak mój. Ja się dowiem skąd ona się wzięła. Wieczorem położyłam się spać ostatnia. Nigdy nie rozumiałam, czemu ludzie na filmach, gdy coś szpiegowali, zawsze mieli czarne ubrania? Nie ważne, ale ja też się tak ubrałam i około pónocy wyszłam z dormitorium. Rzuciłam szybko dwa zaklęcia. Jedno, żeby otworzyć portret i nie obudzić przy tym Grubej Damy, a drugie przeciw tropiące, żeby nie można było mnie namierzyć żadnym zaklęciem. W Salem często wykradałyśmy się z izb i zawsze rzucałyśmy to zaklęcie. Po cichu zeszłam po schodach i znalazłam się koło posągu gargulca, gdy nagle usłyszałam czyjś głos. Szybko schowałam się za tym posągiem i oparłam o ścianę. Okazało się, że korytarzem szli James i David. Oświetlali sobie drogę różdżkami i Potter niósł coś w ręku. Pech chciał, że kopnęłam nogą w posąg, gdy akurat koło mnie przechodzili. Szybko zrobiłam unik przed światłem.
- James, sprawdź kto tu jest. - zamarłam, ale przypomniałam sobie o zaklęciu. Chłopaki stanęli tuż przed posągiem, tyłem do mnie. Wynurzyłam się zza niego i spojrzałam Potter'owi przez ramię.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. - szepnął, a na mapie pojawiły się różne linie. Jak się okazało - korytarze Hogwartu. Otworzyłam szeroko usta. - Nikogo nie ma, ale zbliża się tu Panna Dixi.** - powiedział i szybko odbiegli. Ja zostałam w kryjówce, aż tak przeklęta kotka nie przeszła. Potem udałam się na siódme piętro. Gdy byłam w połowie drogi, pośliznęłam się na mokrych schodach. Wpadałam na gablotkę z pucharami i ją rozbiłam. One porozrzucały się po całym korytarzu. Dobrze, że od dziecka szybko biegałam. Pędem udałam się na VII piętro, czarem otworzyłam portret i jak burza wpadłam do dormitorium. Cicho położyłam się do łóżka i jeszcze jakąś godzinę uspakajałam oddech. Aż w końcu nadszedł błogi sen...
- Rosemary, musimy porozmawiać. - usłyszała za plecami ten głos. Lodowaty. mimo starań, żeby był ciepły...
* - czas w rozdziale zmienia się co jakiś czas. Kiedy James rozmawiał z Davidem, był wieczór, ale scenę później był ten sam dzień, natomiast kiedy Alicja się skradała(?) to była noc. Czyli najpierw była lekcja eliksirów, potem rozmowa i to wymykanie się.
** - kotka Filcha- Zawsze jest szansa, ale lepiej się nie nastawiać. - westchnęła Mania - Mamy lekcje ze Ślizgonami, a Khan jest ich opiekunem. Pewnie my będziemy mieć z nim, a Krukoni i Puchoni z nią.
- Ma rację, niestety. - poparła ją Livvi. W takim razie, ja się poddaję.
- Jak się dowiemy z kim mamy? - spytałam, kiedy byłyśmy pod drzwiami do klasy. Nikogo jeszcze nie było. Mary Kate wyciągnęła różdżkę i uśmiechnęła się.
- O tak. - powiedziała i stuknęła końcem różki w nazwisko: Khan Thomas. Na tabliczkę, która wisiała na drzwiach był napis: Eliksiry: Khan Thomas, Bennet Pauline
- Gryffindor, klasy: - czytała Lauren, gdy na tablicy pojawiły się klasy, których uczy profesor - II, IV, VI. Nie uczy nas! Nie uczy! - pisnęła Thomas, a Simpson jej zawtórowała. Po chwili doszli Mark i Luis oraz jacyś Ślizgoni. Rozpoznałam wśród nich Alexa, Johna i Justine. Ostatnia dziewczyna była dla mnie nieznajoma. Później doszło jeszcze jeden Ślizgon i trzy Ślizgonki. Na końcu pojawili się James, David i Rose. Śmiali się, a ja pusto patrzyłam na nich. Gdy James napotkał mój wzrok, odwróciłam głowę. W końcu pojawiła się nauczycielka, spóźniła się dobre pięć minut. W Salem mogliby ją za to wyrzucić. Była młoda i wysoka.
- Dzień dobry. Nazywam się Pauline Bennet. - Mruknęła coś pod nosem, a kreda zaczęła pisać jej nazwisko. Czary bez różdżki - Salem,
~.~
Nam musiała trafić się ta nauczycielka. Błagam! Czego ta żałosna baba może nas nauczyć?! Do tego spóźniła się. Młoda, wysoka, mulatka - czego ona może nas nauczyć?- Patrz na wszystkie jej błędy. - mruknąłem do Justine, a ta się uśmiechnęła
- Dzień dobry. Nazywam się Pauline Bennet. - przedstawiła się i mruknęła coś, a kreda sama się uniosła. Na tablicy pojawiło się jej nazwisko i imię. My wszyscy wytrzeszczyliśmy oczy. Tylko Alicja miała minę... tak jakby determinacji, ciekawości, zawziętości. Potem na tablicy pojawił się eliksir Dolor in fluido. Ból w płynie. Jako jeden z niewielu umiałem ten język. Wyglądało na to, że tylko trzy osoby w tej klasie coś zrozumieją - ja, Bennet i Sims. Wyjąłem odpowiednie rzeczy i zabrałem się za robienie. Po dwóch godzinach mój eliksir miał błękitny kolor.
- Koniec pracy! - krzyknęła nauczycielka. Przechodziła się po klasie, aż w końcu stanęła przy mnie. - Idealny. - powiedziała - Wybitny. - podeszła do Alicji - Wybitny. - Dobrze. Alicja i Damon dostają W. Reszta klasy dostaje Troll. Na następną lekcję mam dostać dwie stopy referatu o skutkach eliksiru Dolor in fluido. Do widzenia.
~.~
- Ona była z Salem. - oświadczyłam dziewczyną, gdy tylko wyszłyśmy z sali.- Skąd wiesz? - spytała zdziwiona Lauren. Mary Kate też wyglądała na zaskoczoną.
- Czary bez różdżki, przenoszenie ciężkich rzeczy, tak jakby były leciutkie, eliksir, które nam zadała, ta praca domowa, - wymieniałam - to wszystko charakterystyczne rzeczy dla Salem
- Może po prostu jest uzdolnioną czarownicą? - zasugerowała Mania. Spojrzałam na nią lodowatym wzrokiem. - Przecież to prawdopodobne. - tak, jasne. A to nazwisko - Bennet. Wiedziałam, że je kojarzę. To jedne z pierwszych rodów czarownic, tak starych jak mój. Ja się dowiem skąd ona się wzięła. Wieczorem położyłam się spać ostatnia. Nigdy nie rozumiałam, czemu ludzie na filmach, gdy coś szpiegowali, zawsze mieli czarne ubrania? Nie ważne, ale ja też się tak ubrałam i około pónocy wyszłam z dormitorium. Rzuciłam szybko dwa zaklęcia. Jedno, żeby otworzyć portret i nie obudzić przy tym Grubej Damy, a drugie przeciw tropiące, żeby nie można było mnie namierzyć żadnym zaklęciem. W Salem często wykradałyśmy się z izb i zawsze rzucałyśmy to zaklęcie. Po cichu zeszłam po schodach i znalazłam się koło posągu gargulca, gdy nagle usłyszałam czyjś głos. Szybko schowałam się za tym posągiem i oparłam o ścianę. Okazało się, że korytarzem szli James i David. Oświetlali sobie drogę różdżkami i Potter niósł coś w ręku. Pech chciał, że kopnęłam nogą w posąg, gdy akurat koło mnie przechodzili. Szybko zrobiłam unik przed światłem.
- James, sprawdź kto tu jest. - zamarłam, ale przypomniałam sobie o zaklęciu. Chłopaki stanęli tuż przed posągiem, tyłem do mnie. Wynurzyłam się zza niego i spojrzałam Potter'owi przez ramię.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. - szepnął, a na mapie pojawiły się różne linie. Jak się okazało - korytarze Hogwartu. Otworzyłam szeroko usta. - Nikogo nie ma, ale zbliża się tu Panna Dixi.** - powiedział i szybko odbiegli. Ja zostałam w kryjówce, aż tak przeklęta kotka nie przeszła. Potem udałam się na siódme piętro. Gdy byłam w połowie drogi, pośliznęłam się na mokrych schodach. Wpadałam na gablotkę z pucharami i ją rozbiłam. One porozrzucały się po całym korytarzu. Dobrze, że od dziecka szybko biegałam. Pędem udałam się na VII piętro, czarem otworzyłam portret i jak burza wpadłam do dormitorium. Cicho położyłam się do łóżka i jeszcze jakąś godzinę uspakajałam oddech. Aż w końcu nadszedł błogi sen...
~.~
Rosemary Davis obudziła się przed wszystkimi współlokatorkami. Zadowoliło ją to, ponieważ nie musiała słuchać tych idiotek, a zwłaszcza Sims. Umyła się i ubrała. Cicho zeszła do Pokoju Wspólnego i podeszła do małej biblioteczki. Tylko ona wiedziała co myślała Tiara przydziału. I nikomu nigdy nie powie. Wyjęła mały tomik i zagłębiła się w lekturze. Po chwili wstała i ruszyła do gobelinu z Godrykiem Gryffindorem. Wiedziała, że pod nim ukryte jest tajne przejście. Weszła do niego i pognała krętym korytarzem. Odsłoniła brązowo-niebieski gobelin i podeszła do wielkiej biblioteczki. Wyjęła ciekawą książkę i spokojnie wróciła do Pokoju Wspólnego. Jakieś trzy książki później, czyli w półtorej godziny, pojawił się James, a zaraz po nim David. Razem ruszyli na śniadanie, ale Rose wiedziała. Wiedziała, że Potter wciąż myśli o tej dziewczynie. Razem usiedli przy stole Gryffonów.- Rosemary, musimy porozmawiać. - usłyszała za plecami ten głos. Lodowaty. mimo starań, żeby był ciepły...
* - czas w rozdziale zmienia się co jakiś czas. Kiedy James rozmawiał z Davidem, był wieczór, ale scenę później był ten sam dzień, natomiast kiedy Alicja się skradała(?) to była noc. Czyli najpierw była lekcja eliksirów, potem rozmowa i to wymykanie się.
Hejka!
Spada mi aktywność...
Więc, żeby był następny rozdział musi być 5 komentarzy
I nie zmienię zdania!
Rozdział jest naprawdę długi.
Na drugim blogu pojawi się po weekendzie, ponieważ:
1) Szkoła i nauka - cała sobota
2) Impreza rodzinna - niedziela
3) Muszę kupić prezent - sobota
4) Muszę czytać lekturę
Proszę o zrozumienie.
Rozdział dedykuję: Amelka Lewczuk
Twój komentarz był WOW i
po prostu zachęcił mnie do pracy
To ja uciekam, a wy komentujcie!
Jestem! Pierwsza!
OdpowiedzUsuńWróciłam!
UsuńI bardzo mi miło widząc szablon na blogu XD Cieszę się, że ci się spodobał!
A teraz rozdział:
Oj James, James najpierw przyjaźń, a potem unikanie, no ale w końcu chyba wszystko będzie dobrze :)
I maiłam kilka kwestii XD Jaram się haaha XD
A on chyba żartował, z tym powrotem do Rose i wgl. Ona jest okropna :c
Tak czy siak rozdział mega!
I dziewczyny już się domyślają skąd jest Alicja :D
Zobaczymy co z tego wyniknie!
Pozdrawiam Mania :*
Moje miejsce!
OdpowiedzUsuńWitam!
UsuńTakże, więc notka bardzo mi się spodobała. I teraz wszystkie moje przemyślenia po przeczytaniu jej:
1. Potter to idiota.
2. Bennet? Z pewnością Pamiętniki Wampirów.
3. Potter to idiota.
4. Cieszę się, że Alicja nie ryczała, bo jej ,,przyjaciel" ją zostawił. Takie sceny potrafią mnie strasznie zirytować, a u Ciebie jej na szczęście nie było.
5. Potter to idiota.
6. Sims rozwaliła gablotkę? No to będzie się działo.
Nie wiem co więcej pisać, ale wiedz to, że bardzo przypadła mi do gustu ta notka ;)
Życzę weny oraz z niecierpliwością czekam na nn!
Sonrisa
Zapraszam na rozdział 9 ;)
Usuńhttp://lily-evans-zmieniona-przepowiednia.blogspot.com
Sonrisa
Robi się gorąco - ciekawe co wymyślisz w następnym.
OdpowiedzUsuńRozdział boski! Zaczyna się dużo dziać. Wybacz, że się nie rozpiszę, ale mam podły dzień. Pozdrawiam i weny życzę.
OdpowiedzUsuńNauczycielka z Salem... Ciekawe... Sprawy z Jamesem oczywiście też, bo jakżeby inaczej! ;) No to lecę czytać dalej :) /Liseg
OdpowiedzUsuń