niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 21 - Dodatek do serii

 ~♥♥~
- W jaki sposób nie zabezpieczyliśmy tylnych drzwi? - Po raz kolejny pytał Alex. Westchnęłam tylko zirytowana. Naprawdę nie mam ochoty powtarzać temu pacanowi, że Ali się wyprowadziła. Trudu odpowiedzi podjął się Caleb.
- Bo widzisz, przydałoby się znaleźć kogoś kto obstawiałby tylne drzwi. - Eliz zaczęła protestować i nawet nie dała mu skończyć. Jest jak ogień, a Ana jak woda. W jaki sposób obie są w Bractwie Powietrza*. A jednak urodziły się jako czarownice powietrza. 
- Nienawidzę jej rodziców za to, że ją nam odebrali. - Powiedziałam, żeby przerwać ich kłótnię. - Powinniśmy być lepiej zorganizowani.
- To znaczy? - Dopytała Ana. Sama nie wiem co miałam na myśli. Wzruszyłam tylko ramionami. 
- Moglibyśmy porwać Ali i przywieść ją tutaj. Ukrywałaby się w lesie, a my dawalibyśmy jej jedzenie. - Przyszedł mi do głowy szalony plan, więc zaprezentowałam go przyjaciołom. - Albo po prostu mieszkalibyśmy u niej pod łóżkiem.
- Ja! Ja jadę! Tylko musimy koniecznie wziąć to łóżko, które przytwierdziliśmy do podłogi tajemnym czarem. - Wykrzyknęła Elizabeth. Część z naszej czwórki popatrzyła na nią jak na wariatkę, inna osoba roześmiali się, a Alex jak to Alex zrobił obie te rzeczy. - No co . Obietnic się wypełnia. Było obiecane, że o niej nie zapomnimy, będziemy pisać i bla, bla, bla. Ja obiecałam, że nie pozwolę wynieść jej łóżka. I jak wiadomo nadal ono tam stoi. 
- Van ma dobry pomysł. Ten drugi, kiedy lecimy do Hogwartu? - Spytał Alex.
- Proponuję po świętach. - Dodał Caleb.
- Postanowione! - Krzyknęła radośnie Annabeth. - Lecimy do Hogwartu! - To nie są żarty ani ćwiczenia. To po prostu paczka szalonych przyjaciół z Salem. Z prędkością światła zabraliśmy się do ozdabiania sali, żeby mieć jak najwięcej czasu na planowanie. Hogwart bój się, bo nadchodzimy!
~♥♥♥~
- Witam was na tegorocznym gwiazdkowym przyjęciu! - Wykrzyknęła Delima. Nie potrzebowała zaklęcia podnoszącego ton głosu. Bez niego potrafiła krzyczeć tak, że mogli ją słyszeć w samym Salem, a nawet na Górze Seleny. - Pragnę powitać dyrektora Szkoły czarodziejów im. Siliasa, Carola von de Scroper. Proszę o oklaski dla niego! - Rozległy się niemrawe oklaski. Klaskała tylko dlatego, że tak wypadało. Carol był jeszcze większym idiotą niż Delima. Krążyły plotki, że kiedyś nawet ona wysyłała do niego uczennice, które już nigdy nie wracały. Stąd sądzono, że nie jest człowiekiem albo jest psychopatycznym mordercom. Oczywiście oni szybko zabili tę plotkę. 
- Dzień dobry! - Odezwał się dyrektor chłopaków. - Zgodnie z tradycją, najpierw zostanie odczytana baśń pt. "Wigilia czterech nimf".
Kiedy po świecie krążyły różne nadnaturalne stworzenia, nie bojąc się ujawnienia, żyły cztery nimfy. Były one siostrami. Każda z nich miała osobny dar. Luna (księżyc) potrafiła przewidywać przyszłość. To ona przewidziała powstanie Salem oraz narodziny założycieli. Jej żywiołem była ziemia, co mówi, że była spokojna, ale wytrwała. Stella (gwiazda) potrafiła manipulować emocjami innych. Potrafiła sprawić, żeby najweselsza osoba na ziemi była najsmutniejsza, a najsmutniejsza była najweselsza. Jej żywioł to ogień, była bardzo energiczna, ale też przebiegła i chytra. Stillam (kropla) to powietrze, była bardzo zwinna i zdolna, ale także cechowała ją zazdrość. Jej zdolnościom było latanie, a także niewidzialność. Lubiła chlubić się tymi zdolnościami. Najmłodsza z nich to Snowflake (Śnieżynka). Bardzo piękna, ale skromna, nieśmiała. Woda oczywiście. Potrafiła zamrozić wszystko samym dotykiem. 
W przed dzień świąt Luna miała niewyraźną wizję. Czuła, że wydarzy się coś złego, ale nie była pewna co. Siostry, jak to siostry stwierdziły rywalizować o to, która będzie wyglądać najpiękniej. Przygotowywały się tygodniami, wszystkie oprócz Snowyflake. Ona nie była powierzchowana, liczyło się dla niej to co jest w środku. Mimo to, na święcie to za nią uganiali się wszyscy chłopcy. Jej zazdrosne siostry stały z boku i wszystkiemu się przyglądały. Tragane emocjami i łzami w nocy podcięły najmłodszej siostrze gardło. Jej ciało zakopały w ogrodzie, a jej krew wypiły na znak zwycięstwa. Ale to nie był koniec. Rzeki zostały pozbawione swej pani i zamieniły się w krew, którą wypiły siostry. Rycerz, zakochany w Snowflake doszukał się zdrady i siostry spotkał tak samo zgubny los. Żywioły nie były już takie dobre. Ziemia się trzęsła, żeby pomścić Lunę. Ogień pojawiał się znikąd, żeby zemsta Stelli się spełniła. Huragany porywają ludzi i statki, niszczą budynki, by Stillam zostało pomszczona. Nawet woda jest zdradliwa i topi ludzi, bo zwyczajnie tęskni za Snowflake.
- Koniec. - Wypowiedziała cicho Delima. Nie musiałam słuchać. Znam tę historię na pamięć, ale i tak to robiłam. Baśnie z Salem mają w sobie coś takiego, że za każdym razem chcesz ich słuchać. Są po prostu magiczne. Brzmi to, jakby ten świat nie był magiczny.

* - W Salem Domy nazywane są Bractwa (Bractwo: Ognia, Wody, Powietrza, Ziemi)

2 komentarze:

  1. Niedawno tu trafiłam, ale szybko nadrobiłam zaległości :) Fajnie piszesz i jestem ciekawa jak to dalej pociągniesz :)
    P.S. Wciągająca ta historia/bajka z ostatniego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń

Czytasz ---> Komentujesz ---> Motywujesz!