"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
    
     *** 
Około godziny dwunastej zaczęłyśmy 
się przygotowywać. Molly zaproponowała, żebym korzystała z jej pokoju, 
tak poszło nam dwa razy szybciej. Ja pomogła przyszykować się Weasley, a
 ona mi. Tak samo było z Livvi i Manią. Wyglądałyśmy cudownie. Molly na 
sobie długą, prostą 
sukienkę, a włosy uczesałam jej w kok. 
Sukienka
 Lauren była czarna z szmaragdowymi akcentami i sięgała przed kolana. 
Włosy zostawiła rozpuszczone. Mary prezentowała się bosko. Długa, do 
samej ziemi 
sukienka
 była w pięknym błękitnym kolorze, a jej włosy choć rozpuszczone, były 
starannie ułożone. Kiedy pojawiła się Nathalie, okazało się, że też 
wygląda olśniewająco. 
Sukienka
 sięgała jej ledwo przed kolana i miała kształt klosza. Włosy uczesała 
się w warkocz. Nie wiem czy ktoś pomagał jej w szykowaniu, ale jeśli tak
 to należał się tej osobie Oscar. Jeśli sobie poradziła to skutecznie. 
Moje włosy uczesałyśmy w kok i wydaje mi się, że w czarno-granatowej 
sukience wyglądałam dobrze. 
 
-
 Gotowe? - Zapytałam. Dziewczyny kiwnęły głowami i zeszłyśmy na dół. W 
naszą stronę sypały się komentarze typu: Piękne. Cudowne. Ślicznie. 
Zawsze lubiłam, że w zimę już o siedemnastej było ciemno. Jedynie 
nieliczne świece przyświecały nam. Na suficie mieniły się gwiazdy. Był 
to mój pierwszy bal, a już tak cudownie tu się prezentowało. Był to też 
pierwszy bal dziewczyn, ponieważ klasy drugie i pierwsze miały Święto 
Duchów. Nieśmiało kręciłyśmy się przy pełnych stołach. Nie byłam głodna,
 mimo to miałam ochotę skubnąć coś z tego stosu smacznego jedzenia. 
Kątem oka widziałam, że obserwuje nas jakaś blondynka ubrana w czerwoną 
sukienkę. Nagle podeszła w naszą stronę. Wzięła sobie napój, a kiedy 
przechodziła obok nas potknęła się i napojem oblała Nathalie. 
-
 Przepraszam. - Wyszeptała blondynka. Była Ślizgonką, miała bransoletkę 
ze Ślizgońskim akcentem. Carter wybiegła z sali. Dziewczyny stały jak 
skamieniałe, ale ja za nią pobiegłam. Nathalie nie biegła długo. 
Zatrzymała się w jakimś cichym kącie. Dogoniłam ją i wiedziałam, że moja
 przyjaciółka zaraz się rozpłacze. Nie mogłam na to patrzeć, więc 
podjęłam trudną decyzję.
- Choć ze mną. - Wyciągnęłam do niej 
rękę. Ona nie pewnie ją złapała. Zaprowadziłam ją do Wieży Gryffindoru, a
 później do mojego dormitorium. Dopiero w świetle lampy mogłam zobaczyć 
ogromną plamę na materiale śnieżnobiałej bawełny. - Założysz moją 
sukienkę. - Powiedziałam bez ogródek. Dziewczynę przyprawiło to o szok, 
ale szybko się pozbierała.
- Nie. Nie mogę. - Odpowiedziała szybko.
-
 A właśnie, że możesz. - Patrząc na jej niezdecydowaną minę dodałam. - 
Jeśli nie pójdziesz na bal, to ja też nie pójdę. I taka piękna sukienka 
się zmarnuje. - Wiedziałam, że bardzo chce być na tym balu. Ja też 
chciała, ale czego nie robi się dla przyjaciół. Nathalie przystała na 
moją propozycję i jakiś czas później odprowadzałam ją do portretu Grubej
 Damy.
- Szkoda, że magicznych plam nie da się odczynić magią. - 
Krzyknęła do mnie ze schodów. Uśmiechnęłam się tylko, a w duchu 
szepnęłam szkoda. Sukienka była tycio przydługa na dziewczynę, ale to 
nic. I tak wyglądała świetnie. Powoli wróciłam do dormitorium. Ciekawe 
gdzie podziały się młodsze klasy. Może spędziłam bym z nimi trochę 
czasu? W końcu za rok też będzie bal, nie ma co płakać w poduszkę. Cicho
 uchyliłam drzwi, a tam było coś nie tak. Czarne pudełko nie leżało na 
moim łóżku, kiedy wychodziłam parę minut temu. Ostrożnie zbliżyłam się. 
Może to dziewczyny z młodszych klas chciały zrobić psikusa. Z drugiej 
strony, to nie moje łóżko stało najbliżej drzwi. Nie wiem po co, ale na 
wszelki wypadek wyjęłam różdżkę. Powtórzyłam też zaklęcia, zarówno te z 
Salem, jak i z Hogwartu. Jednym ruchem ściągnęłam pokrywkę. W środku był
 jakiś materiał. Zupełnie zbita z tropu odłożyłam różdżkę i wyjęłam go z
 pudełka. To była sukienka. Piękna, długa, czarna, balowa sukienka. 
Idealna dla mnie.

-
 Ludzie dostają to na co zasługują. - Podskoczyłam na dźwięk tego głosu.
 - Dobrzy ludzie dostają prezenty. - Odwróciłam się w stronę autora tych
 słów.
- Legolasie co ty tu robisz? - Zapytałam, a on wzruszył ramionami. - Nie mogę tego przyjąć.
-
 Ja na pewno się w to nie ubiorę. No wiesz, nie mój kolor. - Nie znałam 
go od tej strony. Ledwo powstrzymałam uśmiech. - A jeśli ty jej nie 
założysz to zmarnuje się taka piękna sukienka. - Wykorzystał przeciwko 
mnie mój argument. Cios powyżej pasa. Widząc moje zastanowienie dodał. -
 Jest jeszcze bolerko. - Odwróciłam się. - Miłej zabawy. - Kiedy 
spojrzałam w miejsce gdzie przed chwilą stał, zobaczyłam tylko pustkę. 
Wzięłam mój nowy strój i weszłam do łazienki. Zamierza się dobrze 
bawić.
 ***
Na parkiecie wirowała cała szkoła
. Może
 prawie cała. Wszystkie klasy, oprócz trzecich, musiały mieć partnerów, 
ponieważ inaczej nie mogły iść na bal. Odszukałam moje przyjaciółki. 
Lauren wirowała obok swojej siostry, w towarzystwie jej przyjaciół i 
chłopaka, Bena. Pozostałe trzy stały pod ścianą i rozmawiały. Na ich 
twarze wpłynął błogi uśmiech, kiedy mnie zobaczyły.
- Właśnie miałyśmy do ciebie iść. - Powiedziała Molly. - Bez ciebie nie byłoby takiej zabawy.
-
 Skąd wzięłaś drugą sukienkę. - Zapytała Nathalie, której wyraźnie 
poprawił się humor. Czyżby dręczyły ją wyrzuty sumienia z powodu mej 
osoby?
- Przezorny zawsze ubezpieczony. - Powiedziałam z 
tajemniczym uśmiechem. Nie miałam zamiaru zdradzać Legolasa. Może 
dostanę więcej sukienek... Nasza rozmowa nie trwała jednak długo, 
ponieważ profesor McGonagall, która zajmowała się organizacją kazała 
chłopakom tańczyć z nami.
- Drogie panie na plotki czas jest 
codziennie. Na taniec nie. - Powiedziała, a za jej plecami kuliło się 
czworo chłopaków, którzy chcieli się ulotnić. - To samo się tyczy panów.
 - Zatrzymali się w pół kroku. - To, że jestem stara nie znaczy, że 
głucha. - Zamknęła chłopaków raz na zawsze, a oni nieśmiało do nas 
podeszli. Nathalie uśmiechnęła się ciepło, kiedy Luis (Gryfon, trzeci 
rok, dzieli dormitorium z Jamesem - autorka) podszedł do niej. Taki sam 
gest uczyniła Mary, kiedy zaprosił ją do tańca Mark (Gryfon, trzeci rok,
 dzieli dormitorium z Jamesem, najlepszy przyjaciel Luisa - autorka). Ja
 i Molly nie miałyśmy zamiaru ułatwiać dwóm Krukonom zadania i 
zostałyśmy z kamiennymi twarzami. Ich iny też nie wyrażały jakiejś 
radości, że mają z nami tańczyć. Chyba się dogadamy. Aczkolwiek jedno 
musiałam przyznać. Chłopak potrafił nieźle tańczyć.
- Jak masz na imię? - Zapytał lekko, tylko dla przerwania ciszy.
-
 Alicja. - Powiedziałam to zwyczajnym tonem, może trochę ponurym. 
Musiałam lekko zadrzeć głowę, żeby rozmawiając z nim patrzeć mu w twarz.
 Nie był dużo wyższy, ale około pięć centymetrów. - A ty? - Miło byłoby 
wiedzieć z kim się tańczy.
- Aaron Neomajni. Krukon. - Powiedział, a jego twarz nadal nie zdradzała żadnych emocji. Moja zresztą też. Chyba, że znudzenie.
- Gryffindor. - Odpowiedziałam szybko. - Masz siostrę, prawda? - Zmarszczył brwi.
-
 Chodzi o Annie. Przykro mi, że miałaś z nią styczność. - Westchnął 
ciężko. - Ślizgoni potrafią być czasem trudni. Jest moją bliźniaczką. - 
Zaraz. Ostatnio miała na sobie niebieskobiały szalik. Postanowiłam o to 
nie pytać. To za bardzo osobista sprawa. Zamiast tego rzuciłam inną 
odpowiedź.
- Domyślam się. - Wtedy usłyszeliśmy huk. Wszystkie 
pary zatrzymały się i zaczęły szukać sprawcy tego. Niektórzy wyciągnęli 
różdżki. Po chwili zgasło światło i zawiał potężny wiatr. A potem coś 
wyskoczyło z cienia i pomknęło prosto w stronę parkietu. W ostatniej 
chwili pary zdążyły uskoczyć. W ciemności ledwo co widziałam. Do tego 
teraz byłam na podłodze. W ustach czułam metaliczny smak krwi. Chyba 
ugryzłam się w język. Nie miałam teraz czasu na pierdoły musiałam się 
gdzieś ukryć. Zanurkowałam pod najbliższy stół, słysząc jak ktoś mnie 
woła. Pod meblem znajdowali się Molly, kolega Aarona, Damon i Roxanne 
Sullivan.
- Co to do cholery jest? - Powiedział Damon, ale nie 
usłyszał odpowiedzi. Nagle usłyszeliśmy krzyk. Szybko wychyliłam głowę. 
Ptak trzymał w dziobie jakąś blondynkę. Kiedy ją obrócił zobaczyłam, że 
to Annie. Nie była podobna do brata, rzucał się tylko cień tego. 
Kształt twarz, kolor oczu. Olbrzym poszybował z dziewczyną, a po kilku 
kółkach ją puścił. Po prostu wypuścił z wysokości pięciu metrów. Chwała 
Bogu za mój instynkt. Blondynka wylądowała na miękkim materacu. Była 
oszołomiona i przerażona, ale przytomna. Wściekłe stworzenie odleciało, a
 potem otoczyła nas jasność. Aaron podbiegł do swojej siostry.
- To to mnie zaatakowało! - Krzyknęła Olive. - Wtedy w lesie! Już pamiętam!
McGonagall
 zabrała ją na rozmowę. Jednym zaklęciem posprzątano salę, a Annie 
została wyniesiona. Jej brat poszedł z nią. Nam kazano bawić się dalej, 
ale nikt nie potrafił dalej bawić się normalnie. Podbiegłam do moich 
przyjaciółek.
- Nic wam się nie stało? - Zapytałam. Dziewczyny spojrzały po sobie.
- Wszyscy cali. - Powiedziała Mary.
-
 Chyba zgubiłam gdzieś różdżkę. - Szepnęła Nathalie. Zaczęłyśmy się 
rozglądać, ale zguby nie znalazłyśmy. Powiedziałam jej, że jest szansa, 
że znajdzie się jutro. Jakoś w to nie wierzyła.
 
***
Odprowadzałam
 Nathalie do jej wieży po balu. Było już grubo po północy. Podejrzewałam
 drugą - trzecią godzinę. Molly i Mary zmyły się z balu dużo przed nami,
 jakoś po pierwszej. Lauren nadal została, ta dziewczyna miała więcej 
energii niż cała fabryka. Po ostatnich wydarzeniach obawiałam się o moją
 przyjaciółkę, szczególnie że została pozbawiona różdżki, więc 
postanowiłam ją odprowadzić. Carter obawiała się o mnie, ale uspokoiłam 
ją. Ja sobie poradzę. 
- Dzięki za... - Zawahała się chwilę. - Za wszystko. Sukienkę, odprowadzenie, za rady... Za wszystko.
- Lepiej w niej wyglądasz. - Zapewniłam. - Nie ma za co. - Uśmiechnęła się blado i zastukała w kołatkę, która natychmiast ożyła.
- Co się stało z tym czarnym aniołem co zleciał na ziemię? - Zaskrzeczała kołatka.
- Wiem tylko tyle, że o odpowiedź pytać trzeba Helenę. 
- Bez wahania zrymowała Nathalie i drzwi się otworzyły. Resztką siły wydobyłam z siebie głos. 
-
 Nathalie zaczekaj! - Krzyknęłam, a dziewczyna odwróciła się i posłała 
mi pytające spojrzenie. - Ta zagadka. Możesz ją powtórzyć. - Aż piekło 
mnie z podniecenie. Może jednak znalazłam odpowiedź?
-
 Oczywiście. - Powiedziała zdezorientowana. - Co się stało z tym czarnym
 aniołem co zleciał na ziemię. Wiem, że o odpowiedź trzeba pytać Helenę.
 - Cały czas patrzyła na mnie podejrzliwie. - A o co chodzi? Jeśli mogę 
zapytać.
- Oczywiście. Po 
prostu słyszałam coś kiedyś o jakimś czarnym aniele. - Nie chciałam jej 
okłamywać, ale musiałam. Nie mogłam zawieść moich byłych przyjaciół. - 
Nie mogłam tego zrozumieć, bo byłam mała. - Uśmiechnęłam się. Ona też. 
-
 Też do końca nie wiem o co chodzi. To o czymś co działo się dawno. 
Dlatego trzeba pytać Helenę. Przeczytałam kiedyś, że znała jakiegoś 
"Czarnego Anioła". 
- Jaką Helenę? - Do rozwiązania jednej zagadki brakowało mi tylko tego.
-
 Helenę Ravenclaw. Jeśli chcesz możemy z nią porozmawiać, ale dopiero po
 przerwie świątecznej. I chyba moja koleżanka, Hana też kiedyś się nad 
tym zastanawiała. Może pójść z nami?
-
 Oczywiście. - Wydaje mi się, że to nie do mnie należała decyzja. W 
końcu zaproponowała to Nathalie, więc oczywiście nie miałam nic 
przeciwko. Nawet jakbym miałam to nie kulturalnie było pokazywać swoje 
niezadowolenie. Pożegnałam dziewczynę i zawlekłam się do swojego pokoju.
 Nie wiem czy w stanie takiego zmęczenia potrafiłabym wygrać jakiś 
pojedynek. Na szczęście nie musiałam się przekonywać. W dormitorium 
rzuciłam się na swoje łóżko. Lauren nadal nie było. Nie miałam czasu się
 tym przejmować, ponieważ od razu zasnęłam. Spałam w sukience i ciepłym,
 futrzastym, ciepłym, elfickim bolerku. 
***
Następnego
 dnia rano wszyscy żyli wczorajszymi wydarzeniami. Ale ja miałam w 
głowie tylko to, że dziś zobaczę moją rodzinę. Będę mogła znów 
porozmawiać z Maddie i Ianem. Z powodu balu, przezornie zorganizowali 
dwa pociągi. O siódmej i czternastej. Nie pożegnałam się z nikim, bo 
byłam prawie sama na wczesnym śniadaniu. Kiedy schodziłam ze schodów 
ciągnąc za sobą kufer, spotkałam jedną znajomą twarz.
- Z Annie lepiej? - Zapytałam chłopaka, który właśnie schodził na dół. Westchnął ciężko.
-
 Nadal oszołomiona, ale powraca do zdrowia. Jedziesz zaraz? - Popatrzył 
na mój kufer. Kiwnęłam głową. - Pomogę ci. - Złapał za drugi uchwyt.
- Nie trzeba. - Powiedziałam szybko.
-
 A właśnie, że trzeba. - Pożegnałam się z nim przy powozie, a potem 
odjechałam. Pół godziny później siedziałam już w pociągu. Lokomotywa 
wiozła tylko jeden wagon, a ja i tak siedziałam sama. Nie mogę się 
doczekać spotkania  z rodziną.
~♥♥♥~ 
TA DAM!!!
Następny rozdział będzie rozdziałem specjalnym rozdziałem.
A mianowicie:
.
.
.
.
Gwiazdka w Salem!!!
Tradycje itp.
Komentujcie!
- A