niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 5

Rozdział 5
Widzicie obaj wierzycie, że to tylko wy możecie ją chronić. A to tylko złudzenie. - Klaus
~.~
Oparłam się o drzwi ciężko dysząc. Dopiero teraz zauważyłam, że nie jestem sama. Na łóżku siedziała Rose i płakała?
- Rose, coś się stało? - spytałam, ona spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. - Spokojnie. Nikomu nie powiem.
- Moja mama. - szepnęła gdy już byłam przy drzwiach - Czepiała się o T z eliksirów. I powiedziała, że moja siostra nigdy by nie popełniła takiego błędu. I o ciebie, że jestem zła dla ciebie.
- Nie martw się. Każdy popełnia błędy, a ty nie zrobiłaś nic złego. Twoja mama troszeczkę za dużo wymaga od ciebie. I nie powinna porównywać cię z twoją siostrą. Nie jesteś nią. Masz prawo do własnych błędów, doświadczeń. Jesteś świetna w Quiddithu, piękna i bystra, a nie można być świetnym ze wszystkiego. Żyjesz własnym życiem. Pamiętaj o tym. - powiedziałam i wyszłam
~.~
   - To możliwe. - powiedziała po chwili - Dziewczyny... - mówiła przerażonym głosem. One odwróciły się i spojrzały za wzrokiem przyjaciółki. Drzwi powoli otwierały się i skrzypiały przy tym przeraźliwie. Nagle pojawił/pojawiła się...
- Bu! - krzyknęła blondynka, która wpadła przez drzwi. Dziewczyny pisnęły, a ta zaczęła się śmiać.
- Nie jestem chyba taka przerażająca, co? - spytała rozbawiona. Dziewczyny odetchnęły z ulgą - A tak w ogóle jestem Hana. - blondynka usiadła na swoim łóżku i uśmiechnęła się do dziewczyn. Nathalie czuła się dziwnie, mieszka z Haną trzy lata, a ta traktowała ją cały czas jak powietrze. Parę godzin później wesołe Gryfonki opuszczały dormitorium. Wciągu tego czasu zaprzyjaźniły się z Haną, która teraz cicho wychodziła z pokoju. Wszystkie już spały, więc musiała być wyjątkowo ostrożna. Cicho zeszła do Pokoju Wspólnego, a stamtąd skierowała do Wielkiej Sali. 
   W tym samym czasie Roxi, Jus oraz Vica próbowały wydostać się z dormitorium tak, żeby nie obudzić czwartej koleżanki. Było to trudne, ponieważ w przeciwieństwie do czystego pokoju Krukonek, te był zawalony czym tylko się da. Ostrożnie, jedna po drugiej wyszły z pokoju. Doszły do Wielkiej Sali i pchnęły drzwi, które otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Na jednym ze stołów siedziała już blondynka. Ruda westchnęła ciężko, ale podeszła do niej.
- Czego chcesz? - zapytała Coach bez ceregieli. Naprawdę chciała się wyspać i podejrzewała, że jej koleżanki też. Joles uśmiechnęła się przebiegle. 
- A skąd ten pomysł? - zaśmiała się złośliwie - Jeśli nasza kochana kadra ma nie dowiedzieć się o cukierkach i waszym w tym udziale, to chcę... - siedziała tak i myślała, myślała.
- Czego chcesz?! - warknęła w końcu Sullivan. Blondynka się uśmiechnęła.
- Rozstaną się. - szepnęła - Tego chcę. Zadbacie, żeby ta dwójka się rozstała.
- Kto? - zapytały chórem. Może były Ślizgonkami, ale rozbijanie czyiś związków dla zabawy im się nie podobało. Ta dziewczyna to coś okropnego, jak tak można...
- Victorie Wesley i Ted Lupin... - szepnęła, a widząc ich miny zaśmiała się złośliwie. Victoria naprawdę lubiła tę parę. Roxanne i Justine nie przeszkadzali. A teraz musiały ich rozdzielić...
- Dlaczego? Co z tego masz? - warknęła ruda, ta ją po prostu zignorowała. 
- To nie wasza sprawa. - odpowiedziała wychodząc. Dziewczyny jeszcze stały i wpatrywały się z nienawiścią w miejsce, w którym przed chwilą jeszcze była.
- Nienawidzę jej! - krzyknęła Justine, nie zwracała uwagi na wszystko wokół. Chwyciła książkę Hany w dłonie i rzuciła nią z całej siły. Książka leciała i leciała, aż w końcu uderzyła w dyrektorską mównicą i urwała jedno ze skrzydeł. Upadło ono z hukiem. Wystraszone dziewczyny uciekły, a zaraz po nich zjawił się Filch. 

~.~
   Wyszłam cicho z dormitorium. Rzuciłam te same zaklęcia co ostatnio i wyślizgnęłam się na korytarz. Muszę wiedzieć, czego chce jakiś S. Trzeba uważać. Filch i jego przeklęta kotka są nad wyraz czujni, oczywiście po moim ostatnim występie. Jakim cudem ja zbiłam tę szybę. Przecież to było takie grube szkło. Zobaczyłam światło i cień. Koci cień. Szybo dała nurka do jakiejś klasy. Zdążyłam w ostatniej chwili. Poczekałam aż zniknie z pola widzenia i doszłam do tej ściany. Zgodnie z poleceniem listu, przeszłam trzy razy wzdłuż ściany. Rozglądałam się przy tym, bo miałam wrażenie, że ktoś sobie żartuje. W myślach powtarzałam "Odpowiedź, chcę poznać odpowiedź". Po chwili ukazały się drzwi. Cicho je otworzyłam i weszłam do środka. Było zupełnie ciemno. Nagle ktoś zakrył mi usta. Z dużo siłą obrócił. Położył sobie palec na ustach, ale nadal nie widziałam jego twarzy. Powoli zdjął rękę i złapał mnie za nadgarstek. Miał ciepłą skórę. Posadził na kanapie i mruknął "lumos".

- Damon? Co ty tutaj robisz? Po co miałam przyjść? - nie spodziewałam się jego. Prędzej Rose, która chce paktu pokoju. Chociaż to niemożliwe. Nawet po dzisiejszej, a może wczorajszej rozmowie.

- Przyświeca nam wspólny cel. Chcemy wiedzieć co skrywa nasza kochana pani Bennet.
- Mów dalej.
- Jak podejrzewam, to nie wiesz, że nie tylko ty znasz łacinę i nie tylko ty jesteś super mądra. Uczyłaś się w Salem. Moja babcia też. Znam wiele tych mistycznych sztuczek. Myślę, że możemy sobie pomóc i dowiedzieć się, kim jest ta Bennet. Bo jak wiadomo, skoro uczyła się w Salem, to na pewno czekała na nią tam posadka. Jest tylko jeden problem. Musisz do mnie dołączyć. To co?
- Wchodzę w to. - odpowiedziałam - Kiedy następne spotkanie?
- Dam ci znać tak jak ostatnio. - odpowiedział - No dobra, zmykaj. Policzę do pięćdziesięciu i też wyjdę. - spojrzałam na niego dziwnie - Co?
- Nic, tylko nie wiedziałam, że umiesz do tylu liczyć. - odpowiedziałam żartobliwie
- Poradzę sobie. - uśmiechnął się i przyjacielsko szturchną mnie w ramię. Nigdy nie podejrzewałam, że mogłam przyjaźnie zachowywać się w stosunku do Ślizgona, a zwłaszcza do niego. Cichutko wróciłam do dormitorium i położyłam się na łóżku. Długo jeszcze będę wychodziła na nocne wyprawy? Nie spałam do drugiej.
   Kiedy się obudziłam było już jasno. Przekręciłam się na bok i spojrzałam na zegarek. Cholera! Już po dziewiątej! Zaraz zaczyna się lekcja! Wpadłam jak burza do łazienki, ubrania złapałam po drodze. Mimo pośpiechu, kiedy wyszłam z łazienki była dziewiąta czterdzieści. Właśnie kończy się lekcja zielarstwa. Spakowałam torbę i pobiegłam do sali wróżbiarstwa. Dotarcie zajęło mi jakieś dziesięć minut. Pędziłam pustymi korytarzami Hogwartu. Potem wspięłam się po drabinie. W sali nikogo nie było. Rozejrzałam się dookoła, na biurku profesorki leżała jakaś kartka. Rozejrzałam się jeszcze raz, a później podeszłam do miejsca pracy nauczycielki. Wzięłam informację i przeczytałam: Zamiana godziny. Gryffindor-Ravenclaw wtorek 3 godzina. 3 godzina w środę wolna. O cholera! Mogłam się domyślić! Naszego nauczyciela od Obrony Przed Czarną Magią jeszcze wczoraj nie było, dlatego mieliśmy wróżbiarstwo. Zamienili nam lekcje! Jak najszybciej zeszłam po drabinie i popędziłam korytarzami na trzecie piętro. W międzyczasie zdążyła skończyć się lekcja, więc musiałam przeciskać się przez tłum. Kiedy wreszcie znalazłam się pod klasą, było po trzeciej lekcji. Spóźnić się do nowego nauczyciela, po prostu świetnie. Cicho zapukałam i z uniesioną głową weszłam przez drzwi. Mężczyzna stał przy tablicy. Około trzydzieści lat. Na tablicy było zapisane: Alaric Saltzman. Patrzył się na mnie ze zdziwieniem.
- Przepraszam, ale się zgubiłam. - szybko i zgrabnie skłamałam. Profesor odchrząknął.
- Dobrze, usiądź. - wskazał mi miejsce. Jak na złość musiałam siąść koło Potter'a, który siedział sam. Przed nim siedzieli Rosemary i David, a jeszcze przed nimi nieznani mi Krukoni. Za nami zaś siedziały Krukonki, których nie znałam (Nathalie i Hana - autorka). Za nimi Mary Kate i Lauren. Patrzyły na mnie przepraszającym wzrokiem, uśmiechnęłam się. Usiadłam koło niego i wyjęłam książki oraz różdżkę. Po drugiej stronie sali siedzieli, od pierwszej ławki: dwie Krukonki, dwóch Krukonów, Luis i Mark, jakiś Krukon, a ostania ławka była pusta. Mogłam usiąść tam. Gdziekolwiek, ale nie tu! - Jak mówiłem nazywam się Alaric Slatzman. Krukoni mnie już znają. Jestem nowym nauczycielem waszej szkoły. Moje lekcje będą bardziej praktyczne, niż teoretyczne. Na początku chcę wiedzieć na czym stoimy. Może nasza droga spóźnialska.
- Przykro mi, ale jestem tutaj nowa. - odpowiedziałam szybko
- Ale na pewno gdzieś się uczyłaś. - jaki upierdliwy facet
- Tak, w Salem. - zatkało go na jakiś czas. - Był pan tam kiedyś?
- Ach, Salem. Świetnie wspominam te czasy. - cholera, kolejny! Muszę koniecznie o tym porozmawiać z Damon'em. Cholera! Znów myślę o nim jak o przyjacielu! Skup się Alice. To wróg, ale sprzymierzeniec. - To może kolega obok.
- Skończyliśmy na tym co to są boginy.
- Boginy! Tym się dziś zajmiemy. Bogin to nic innego jak zjawa, która przybiera postać tego, czego najbardziej boi się osoba stojąca przed nią. Ustawcie się w kolejkę. - tłumaczył nam co mamy zrobić, a potem każdy działał. Co może być moim boginem? Lauren miała bycie do końca życia smutną, Mary Kate wyrzucenie z tej szkoły i powrót do mugolskiej (szkoły). James upadek z miotły, David ośmieszenie przez rodzinę, a Rose zombie. Moja szkoła. Zacisnęłam rękę na różdżce, a profesor otworzył szafę. Wyskoczyły z niej... balony? Ale nie tylko. Wśród nich poruszał się ktoś lub coś. Czekałam aż się pojawi, gdy w pewnym momencie znalazł się tuż przed moją twarzą. Ktoś pisnął, ale ja skoncentrowałam się na słowach mężczyzny. Z kłami, wampira.
- Jeszcze mnie nie znasz, ale poznasz i obiecuję, że będę twoim największym koszmarem.
- Riddikulus. - wydukałam. W chwile później wampir zamienił się w niegroźnego kotka z kłami wampira. Saltzman wyglądał na zaskoczonego i przerażonego. Na szczęście wyzwolił nas dzwonek. Specjalnie się ociągałam, żeby móc z nim porozmawiać. W końcu wszyscy wyszli.
- Czy to normalne? - zapytałam prosto z mostu
- Co? - zapytał, żeby zagrać na zwłokę. Nie ze mną te numery
- Dobrze pan wie. - warknęłam. Mężczyzna westchnął
- Wygrałaś, to nienormalne. - odparł, ale czemu wygrałam? Czy można wygrać, jeśli chodzi o coś takiego. No właśnie, nie można. - To dziwny i rzadki przypadek. Czasem boginem jest coś, czego jeszcze nie znamy, ale będziemy się bać. W twoim przypadku to ten wampir.
- O co mu chodziło?
- Nie wiem. Musiałby pojawić się jeszcze raz, żeby lepiej wytłumaczyć. To może być traumatyczne, ale widzę, że chcesz. To co?
- Ja...
~.~
Szedłem na obiad, gdy w pewnym momencie coś mnie złapało i pociągnęło do ciemnego tajnego korytarza. Zdezorientowany. Zacząłem szukać mojej różdżki. 
- Co tu się do cholery dzieje?! - krzyknąłem, gdy nie wymacałem torby koło siebie
- Lumos. - szepnęły dwa głosy - Od razu lepiej. - powiedziała starsza blondynka
- Victorie? Dominique? Lucy? Molly? Rose? Co się tu do cholery dzieje?! - powtórzyłem pytanie, gdy zobaczyłem, że porwały mnie moje własne kuzynki. 
- Zaraz ci powiem. Tylko się tak nie drzyj, idioto. - nawet w ciemności rozpoznam ten ostry ton Vic
- Dziś w nocy znów było włamanie. McGonagall nie chce o tym głośno mówić. - tłumaczyła Lucy
- Ale ma zamiar posunąć się do innych środków. - powiedziała przerażona Dominique
- Więc posłuchaj mnie uważnie: schowaj mapę. Dobrze ją schowaj, tak żeby nikt jej nie znalazł. Tylko ty. Zrozumiałeś? - powiedziała ostro Rose
- Jeszcze dzisiaj pojawią się aurorzy! - wreszcie wytłumaczyła Lucy
- A wśród nich nasi starzy. - zaskoczyła mnie Victorie - Twój ojciec, moja matka, matka Rose oraz wujek George. 
- I to jest najgorsze. Zna każdy zakamarek. - dokończyła Domi
- Dobra, kiedy będą? - zapytałem szybko, muszę wiedzieć ile mam czasu. 
- Nie długo. Mamy około godzinę. Potem Hogwart będzie pilnie strzeżony. - godzina, mało czasu, za mało. - Musi to zaplanować. - dodała Rose - Ale James musi już lecieć, bo nie zdążymy. - kiwnąłem głową i pobiegłem, nie martwiłem się o torbę. Po prostu biegłem. Cholera! Gdzie schować tą głupią mapę. Jak ojciec odkryje, że ją mam to mnie zabije. Myśli, że mama ją przez przypadek wyrzuciła. Jaka była wtedy kłótnia! Muszę się poadzić 

* - w opowiadaniu jest Victoria i Victorie. Powstało to, ponieważ najpierw stworzyłam własną postać, a dopiero potem dodała tą z HP.

Szłam korytarzem Hogwartu. Zmierzałam na obiad. Nie mogłam jeszcze normalnie porozmawiać z dziewczynami. Dopadły mnie przy wielkiej sali.
- To dla ciebie. - podała mi dwa listy Maty Kate - Przyszły rano. Przepraszam, że cię nie obudziłyśmy, ale się śpieszyłyśmy. - wytłumaczyła blondynka. Kiwnęłam głową i weszłyśmy do pomieszczenia. Listy zobaczę później. Usiadłyśmy na wolnych miejscach i zaczęłyśmy jeść. 
- Dziewczyny? - po chwili koło nas pojawiła się Rose i jakieś dwie nieznane mi dziewczyny - Co się stało ze skrzydłem, z mównicy? - zapytała, a my zwróciłyśmy w tę stronę głowę. Serio, wcześniej tego nie widziałam. Rose usiadła pomiędzy mną, a nieznaną mi blondynką. Natomiast ta druga koło Mary. 
- Nie wiemy. - odpowiedziała cicho Lauren - Ale chyba coś niedobrego. 
- A tak w ogóle to są moje kuzynki. Dominique. - wskazała na blondi -  I Molly. - pokazała szatynkę - Molly jest na waszym roku, ale rodzice wykupili jej prywatne dormitorium.
- Może od następnego roku będę mogła mieszkać z wami. - powiedziała Wesley.
*W TYM SAMYM CZASIE PRZY STOLE SLYTHERINU*
- Cholera dobrze to widać. - powiedziała Victoria. Zignorowałam ją i wpatrywałam się w drzwi. Czekałam, a po chwili weszli. Victorie i Teddy byli piękną parą, dlaczego ta tyranka każe nam ich rozdzielić. Gdyby nie ten pomysł rudej, to teraz byśmy miały spokój. Choć czasem mogłaby myśleć.
~.~
Otworzyłam listy. Był od Damona. Mamy się spotkać w tym samym miejscu, o tej samej godzinie. Drugi był niepodpisany. Też ktoś chciał spotkanie. Muszę uważać, bo może chcieć mnie podpuścić. Ale pójdę na to spotkanie. Na oba. Tak jak postanowiłam, o godzinie dwudziestej drugiej wyszłam z łóżka. Rzuciłam standardowe zaklęcia i wyszłam. Szłam krętymi korytarzami Hogwaru i uważałam na każdy szmer, każdy dźwięk. W końcu dotarłam do miejsca spotkania. Stała tam osoba w czarnej bluzie z kapturem. Dopiero gdy podeszłam bliżej zobaczyłam kto się pod nim kryje - James. 
- Co chcesz? - spytałam zaskoczona. On podszedł bliżej.
- Chcę wyjaśnić. - powiedział z żalem - To nie przez ciebie przestaliśmy się przyjaźnić. - powiedz jeszcze, że to przez ciebie, a wyjdzie jakbyś ze mną zrywał... cholerka, w co ja się wpakowałam. - Nie chciałem, żeby tak wyszło. Nie bądź zła. Naprawdę cię lubię, ale Rose... Ona zrobi wszystko, żeby cię zniszczyć. Nie chcę jej dać ku temu powodu. Wybaczysz?
- Tak, ale teraz muszę iść, bo jeszcze nas złapią... - nie skończyłam, bo mi przerwał
- Zaczekaj. Schowaj to dobrze. Tak, żeby nikt tego nie znalazł. - jakie to proste! To ta mapa! Ta, której szukałam! A on mi ją po prostu daje! Fenomen roku. Szybko ją schowałam i poszłam na spotkanie ze Smithem. Mam mu dużo do przekazania. 
~*~
Miało być jeszcze więcej wątków, ale i tak jest już 7 stron w Wordzie.
Ten rozdział jest trochę nieogarnięty,
ale następny będzie
Czytasz - komentujesz!
Spadam!
- A





14 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny. Jak zawsze. Nie martw się. Ja też nie raz gubię się w tym co piszę. Nie rozpisuję się dziś bo nie mam czasu. Masz jednak mój głos w tym konkursie. Pozdrawiam ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie przed chwilą zaobserwowałam na blogerze wszystkie blogi które czytam (w tym też Twój) i postanowiłam że będę je komentować, a tu BUM! Dodałaś rozdział! XD Ogólnie wszystko fajnie, superowo i extra (zresztą tak jak zawsze), a tekst po prostu POCHŁANIAŁAM. Jestem istnym pożeraczem książek (szczególnie Harry'ego Potter'ka <3), więc ten blog bardzo mi się spodobał. A tak konkretniej: Alicja ma spotkać jakiegoś wampira!?! Jesteś, ubóstwiam cię kobieto! Kocham wampiry, wilkołaki itp., więc wpasowałaś się w mój gust tym rozdziałem idealnie!!! A, i najważniejsze: MASZ MÓJ GŁOS W KONKURSIE! W prawdzie widziałam tam także kilka innych znajomych blogów, ale co tam, wybrałam Twój.
      Do następnego rozdziału!
      Kolorowa Dama

      Usuń
    2. A, i przez przypadek usunęłam pierwszy komentarz (GRRRRR... kocham bloggera *sarkazm*) więc tutaj piszę jego treść: Druga! To pierwsze miejsce na podium w całej mojej komentarzowej karierze! Później wrócę jeszcze z komentarzem.
      K. D.

      Usuń
    3. Ja też kocham wampiry itp. :-)
      Dziękuję :-)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Witam!
      Całkiem nieźle wyszła Ci ta notka. Alaric Saltzman, widzę... Ty naprawdę kochasz Pamiętniki Wampirów ;) Tylko mam czasem taki mały problem czytając Twoje opowiadanie... Gdy piszesz w kilku narracjach (tak to się chyba nazywa) to dosyć często nie wiem kto opowiada. Czy Alicja albo ktoś inny. Na Twoim blogu jest bardzo dużo bohaterów i trochę trudno spamiętać nazwiska :/
      No, ale wracając do rozdziału. Uważam, że Potter jest idiotą. Skoro chcę się przyjaźnić z Sims to niech się przyjaźni, a nie kuźwa jakaś Rosemary mu NIE POZWOLI. Nie lubię Potter'a i Mckonley'a i Davis. Nie lubię ich!
      W bądź każdym razie.
      Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością czekam na nn!
      Selene Neomajni

      Usuń
    2. Następnym razem postaram się jakoś przedstawiać narrację i starać się, żeby byli to główni bohaterowie :-)

      Usuń
  4. Jeju, jeju, jeju kocham TVD, najlepszy serial ever :) Rozdział cudowny, zakochałam się po prostu :) aksbdisndiwld nie potrafię go opisać słowami :*
    Pozdrawiam,
    Ruby

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm... Od czego tu zacząć... Alicja taka niegrzeczna, wychodzi w nocy, znowu xD James tajemniczy... Jest coraz ciekawiej, coraz więcej sekretów ^^ Świetne :) /Liseg

    OdpowiedzUsuń

Czytasz ---> Komentujesz ---> Motywujesz!