sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 10

"Chyba będę musiała podzielić
się z wami pewnością siebie" - Alicja Sims
~Alicja~
   Wokół mnie była tylko ciemność. Ciemna ciemność i ja. Nagle poczułam jak spadam. Ale nie był to bolesny upadek. Ja nie upadłam. Tylko nagle stałam w innym miejscu. Ciasnym miejscu. Może to trumna? Przerażenie? Panika? Przelęknienie? Ile jeszcze wymyślę słów na "p", które określałyby moje emocje. Gwałtownie rozłożyłam ręce, ale nie trawiłam na ścianki. Utraciłam przez to równowagę i upadłam. Tym razem naprawdę.Poczułam, że coś złamałam. Podniosłam się z podłogi i dopiero wtedy mnie olśniło. Wyjęłam małą świeczkę, którą złapałam spadając i za pomocą prostego czaru zapaliłam ją. Ogień delikatnie oświetlił miejsce mojego pobytu. Ulga? Nie. Byłam w bagażniku karocy. I to nie zwykłej karocy. W Hogwarcie na początku roku jedziesz powozem. W Salem karocą. Na pewno w tym dzienniku nie było wspomnień. Tu było całe, życie. Całe życie, które mogłam zmienić prze jeden nie przemyślany ruch. Już zniszczyłam coś. To była miotła. Kopnęłam z całej siły w drzwi od bagażnika. Nic. Kopnęłam mocniej. Nic. Rzuciłam się całym ciałem na niej. I nareszcie byłam wolna. Powóz, którym jechałam był ostatnim, więc nic mnie nie przejechało. Podniosłam się z ziemi. Świeczka zgasła w czasie upadku, ale czegoś nie miałam. Dziennik! Konie, które ciągnęły karoce, oddaliły się bardzo szybko. Mogłam je dogonić, ale muszę zachować siły na później. Rozejrzałam się wokół i poznałam miejsce, w którym się znajdowałam. Niedaleko znajdowała się wieś, na której mieszkali moi dziadkowie. Mogłam iść do nich lub pędzić za dziennikiem. Dziadkowe - informacje. Dziennik - rozwiązanie zagadki. Dziennik. Dzięki niemu mogę się stąd wydostać. Po chwili biegłam drogą, która wiodła na górę czarownic. Stamtąd odlatywałyśmy do szkoły na miotłach. Taki przesąd. Zmusiłam się do jeszcze szybszego biegu. Pierwsze trzysta metrów pokonałam sprintem bez problemów. Kolejne sto biegłam na 50% moich możliwości. Następne truchtem, a ostatnie pięćdziesiąt metrów szybko szłam. Kiedy dotarłam zatrzymał się ostatni powóz. A z niego wysiadły dwie niespodziewane osoby. Pani Bennet oraz moja siostra. Schowałam się z boku, żeby nie zobaczyły mnie. Zawsze zostawialiśmy bagaże w karocach i szliśmy na "krótkie" przemówienie dyrektorów, bo tu jest ich pięciu: główny, pomoczy. zastępczy, sądowniczy oraz reprezentacyjny, a potem braliśmy bagaże na miotły i lecieliśmy do szkoły. Wykorzystałam moment i podeszłam do ostatniej karocy. Koń tupnął groźnie. Nie zwróciłam na niego uwagi i wyjęłam połamaną miotłę. Scaliłam ją i schowałam się w krzaki. Nie wiedziałam do kogo należy ta miotła, ale na pewno nie do Maddie. Czekałam i czekałam, aż w końcu skończyli. Dziewczyny podeszły do bagaży i wzięły co ich. Został tylko mały kufer, bo połowę mniejszy od innych i dziennik. I tylko jedna osoba - Pauline Bennet. Była niską i bardzo chudną dziewczynką. Jej długie, ciemne włosy były zaczesane w warkocz. Uśmiech znikł jej z twarz, kiedy zobaczyła, że nie ma czegoś. Miotły. W jej oczach zalśniły łzy, które po chwili płynęły. Wyjęła kuferek, a przy nim wypadł dziennik. Podniosła go. Otworzyła i otarła łzy. Zabrała go ze sobą i ruszyła ścieżką wiodącą przez las do szkoły. Zrobiło mi się głupio, więc odłożyłam zabraną rzecz i także ruszyłam lasem. Czy tak miałoby być, czy właśnie zmieniam przyszłość? Zadawałam sobie te pytania. Jeśli odpowiedzią było to drugie... to wszystko mogło się zdarzyć. Może – nie będę mieć przez to takiej mocy. Może – nigdy nie poznam moich przyjaciół. Może – jednak będę w Ravenclawie. Może – nigdy się nie przeniosę. A może – nic się zmieni. Albo nie wrócę. Do Hogwartu wpadnie moja wersja z przeszłości, żeby ten świat zachował równowagę. Takie pesymistyczne myśli. Spojrzałam w górę. Przez korony drzew zobaczyłam lecące czarownice. Zatrzymałam się i patrzyłam w niebo. Po prostu. Stałam tak i myślałam. Tylko. Dziwny jest ten świat. W jednej z najgorszych sytuacji w swoim życiu, po prostu tak stoisz. A potem musisz gonić swoją ofiarę. Biegłam za nią, ale nie mogłam jej dogonić. Dwie opcje: 1) zgubiłam się; 2) ona się zgubiła. Znałam ten las lepiej niż własny dom, więc pierwsza opcja była mało prawdopodobna. Niestety. Chcę odpowiedzi, które mogę zdobyć tylko dzięki chodzeniu za nią. Nie ma jej = nie ma odpowiedzi. Nie ma odpowiedzi = nie wrócę. Nie wrócę = zmienią przyszłość. Zmienią przyszłość = chaos. I mogłabym tak wymieniać bez końca. Ruszyłam, więc do szkoły. Zanim dojdę to wszyscy już będą w pokojach. Czyli muszę, biec. Lub wrócić się po miotłę. Pokonałam około 1/3 drogi, a skoro zgubiłam swój cel, to czemu nie? Biegiem wróciłam po sprzęt, a wtedy ostatni rząd odlatywał. Wsiadłam na mój nowy środek transportu i pognałam przez las. Potem wzniosłam się w powietrze i poleciałam aż do chmur. A potem znów zanurkowałam i leciałam leśną świeczką. W Salem nie dzieliśmy się na domy, u nas decydowała data urodzenia. Urodziłaś się pod znakiem wodnika, bliźniąt lub wagi, należysz do domu powietrza, tak jak ja. Rak, skorpion i ryby należą do domu wody. Lew, strzelec i panna do domu ognia, a koziorożec baran i byk do ziemi. Zawsze nas to bawiło. Nas - mnie i moje koleżanki z pokoju. O wszystkim decydował przypadek. O przyjaźni, nauce, a nawet miłości. Decydowało to, kiedy chcieliśmy się wypchnąć na ten okrutny świat. Była to jedna z niewielu rzeczy, które były gorsze niż w Hogwarcie. Hogwart. Ach, piękny Hogwart. Wszyscy pogrążeni w śnie, kiedy ja tu utknęłam. Dziewczyny pewnie szukają rozwiązania, a nieświadoma Rose śni teraz o mordowaniu małych szczeniaków. James i David pewnie głośno chrapią w swoim dormitorium i śnią o spartaczeniu jakiegoś planu. Został jeszcze Damon. Nigdy nie przewidzę co on robi. Może w ogóle nie sypiał. Tylko udawał. W dzień był jedną osobą, a w noc drugą. Najgorsze, że nie wiem, która jest prawdziwa. A jeszcze gorsze, że jednej z nich ufam.
   Teraz jestem pewna, że pani P. zgubiła drogę, ponieważ pokonałam ją całą, a po niej nie było śladu. Nawet nie było odcisku butów przy stawie. Usiadłam na skraju lasu, ukryta pod wielkim rozłożystym drzewem. Teraz cała moja nadzieja w moich przyjaciółkach. Nie lubię się komuś powierzać. Nie miałam ze sobą nic korzystnego na zimną noc w tym miejscu. Nie mogłam wejść do zamku. Muszę spać tu lub na drzewie. Oby dziewczyny szybko znalazły jakiś sposób.
   Wczesnym wieczorem leże okryta kocem, na drzewie. Udało mi się go zdobyć podczas Wielkiej Uczty. Włamałam się do pokoju mojej siostry, byłam w nim kiedyś, a raczej będę, więc bez problemu trafiłam. Oprócz koca, wzięłam też trochę ubrań i jakieś jedzeni. O, ustaliłam też, że to co się dzieje już się działo, bo mojej siostrze ktoś ukradł rzeczy pierwszego dnia. Niestety, nie gwarantuje mi to, że ja wrócę. Miotłę i resztę rzeczy położyłam pod wielkim kamieniem z wydrążoną dziurom. Często chowałam tam rzeczy. Mam nadzieję, że nie spadnę z gałęzi. Na wszelki wypadek rzuciłam zaklęcie, które mnie unieruchomi. Zjadłam ciastka, te "pożyczone" od siostry i wreszcie zasnęłam.
   Nie spałam długo. Nocą budziły się tu różne potwory, o większości nawet wolałam nie myśleć. Część z nich służyła jako opowieści na dobranoc. Ale nie wiem, które są które. Nagle usłyszałam cichy tupot kopyt. Cichego cwału, niósł on spokój i radość. Zdjęłam zaklęcie i wychyliłam delikatnie głowę. W odległości jakiś sześćdziesięciu metrów zobaczyłam postać. Siedziała ona na czymś podobnym do konia, miała długie włosy, uczesane tak, żeby było dobrze widać duże , spiczaste uszy. Elfy? Elfy. Nie mieszkały one w lasach koło szkół. Ceniły sobie spokój. Czyli mają powód, żeby tu być. Jaki? To moja arogancja myśli, że to ja jestem powodem. Wbiłam się plecami w drzewo, ale mój oddech był szybki i płytki, nierówny. Wychyliłam się jeszcze raz. Łowca nasłuchuje. Widocznie czuje zdobycz. Powoli ruszył w stronę drzewa. Mojego drzewa! Nie miałam żadnej broni więc kucnęłam i przygotowałam się do skoku z jakiś 2 metrów. Taki skok na pewno zwali mnie z nóg i tyle czasu wystarczyłoby mu na złapanie mnie. Nie wiem ile ich tu jest i gdzie są, więc ucieczka to słaby plan. Ale zawsze jakiś plan! Elf był już blisko powoli przyszykowałam się do skoku. Trzy... Zbliża się... Dwa... On jest coraz bliżej... Jeden... Skacz! Rzuciłam się na ziemię. Wstrząs uderzenie zwalił mnie z nóg i z pozycji dolnej wystartowałam. Mój nagły wybryk zaskoczył też jego, więc miałam ułamek sekundy przewagi. Znam ten las - on ma konia i więcej siły. Przegrywam. Słyszałam, że mnie goni. Wyraźnie było słychać stąpania jego konia i nie tylko jego konia. Dołączyło do niego około czterech-sześciu innych, a ta liczba się ciągle powiększała. Z taką prędkością dam radę pobiec góra trzysta metrów. Niestety nawet tyle nie było dane mi przebiec. W pewnym momencie ze wszystkich stron pojawiły się inne elfy i teraz byłam ich więźniem.
- Czego od mnie chcecie? - Warknęłam po raz któryś. Oni nie zwracali na mnie uwagi. Tylko założyli mi jakieś świecące kajdany i prowadzili. Czasem zamieniali parę słów w dziwnym języku. Prawdopodobnie elfickim. Szliśmy już długo. Niebo zaczęło się troszeczkę schylać, ale nadal była ciemna noc. A nagle niebo rozbiła jasna smuga światła. Fioletowoczarnego światła, z które wyskoczyły jakieś postacie. U paru zobaczyła szpiczaste uszy. Elfy, ale te mroczne. Ciemne stworzenia, które potrafią się posługiwać magią. Przewyższają mocą zwykłe elfy, które umieją najlepiej strzelać z łuku - mroczne też opanowały tę umiejętność. "Dobre" elfy próbowały walczyć, ale nagle nas coś odrzuciło, a moje kajdany opadły. Metr od mnie leżał nóż. Najlepsza okazja. Wzięłam go i niepostrzeżenie pomknęłam do lasu. Nagle koło mojego ucha przeleciała strzała. O mały włos. Kiedy byłam przy samym skraju lasu (szli pasem łąki) znów usłyszałam lecący w moją stronę pocisk. Rzuciłam się na ziemię i już byłam w lesie. Ktoś coś krzyczał. Próbowali mnie gonić, ale to był mój las - ja już byłam w kryjówce, czyli na niewidocznym gołym okiem drzewie.
   Na razie jestem tu bezpieczna. Mogę obserwować, ale oni nie widzą mnie. Żeby zobaczyć drzewo trzeba użyć magii. "Dobre" tego nie umieją, a mrocznych już tu pewnie nie ma. Światło słoneczne ich nie rani, ale pogarsza zdolność kamuflowania. Noszą oni ciemne stroje, które idealnie pasują do mrocznych podziemi, ale nie do zielonych lasów. Najgorsze, że straciłam to co zabrałam siostrze. Nie wiem jak znaleźć nowe jedzenie, więc pozostaje mi liczyć na przyjaciółki. Obym się nie zawiodła. Do tego czasu muszę chyba jeść liście. Gorzej z wodą. Może elfy niedługo zrezygnują z poszukiwań i wrócą do swojego bezpiecznego królestwa.
   Chyba tak postąpili, ponieważ rano ich nie było. Na wszelki wypadek poczekałam jeszcze jakiś czas, ale nie było ich słychać. Zeszłam z drzewa i uważnie je obejrzałam. To drzewo, to "Drzewo Czterech Dróg". Dlaczego czterech dróg? Nazwa pochodzi od starej legendy. Mówi ona, że kiedyś zgubiło się tu czworo rodzeństwa. Dotarli oni do tego drzewa, które miało cztery grube gałęzie. Oddzielone były od siebie o równe 90 stopni, ale wtedy jeszcze tego nie wiedzieli. Postanowili zostać przy tym drzewie. Jedyny brat, Silias, szybko spostrzegł, że jedna gałąź odpowiada jednemu kierunkowi. Poinformował o tym siostry, ale każde z nich chciało iść w inną stronę.  Silias za pomocą magii (oni byli czarodziejami - autorka) chciał oznaczyć na każdej gałęzi kierunek, do którego prowadzi. Jeśli ktoś chciałby wrócić do rodzeństwa, szedłby w kierunku wskazanym przez drzewo Niestety magia nie działała na drzewo i każde jego wyżłobienie szybko się zacierało. Wściekły Silias kopnął w nie, a ślad po tym pozostał do dziś. Udał się w kierunku wschodu, tam gdzie kopnął. Później w miejscu, do którego doszedł, zbudował zamek. A w nim mieściła się szkoła, która do dziś jest znana jako Szkoła czarodziejów im. Silias'a Wściekłego. Druga z rodzeństwa - Selene, obwiązała jedną gałąź swoją chustą, do dziś pozostało po tym wyżłobienie. Udała się w tym kierunku, a był to kierunek zachodni. Zbudowała tam dla siebie zamek, zwany Zamkiem Selene Aroganckiej. Przy drzewie pozostały dwie siostry. Starsza, Sabrina i młodsza, Salema. Obie bardzo się kochały i nie chciały rozstawać, ale wiedziały, że to konieczne. Nie chciały też kaleczyć drzewa, więc w kierunku południa, na który udała się Sabrina, pozostał jej naszyjnik. Jego kontur nadal pozostał na drzewie. Sabrina odkryła na południu polane na której zbudowała szkołę dla czarownic, Instytut Czarownic. Znany także jako Instytut Sabriny Skromnej.  Cztery domy symbolizują jej rodzeństwo. Silias - ogień, Selene - powietrze, Salema - ziemia, a ona to woda. Salema natomiast nie miała mocy magicznych, więc na północy zbudowała wioskę. Teraz jest zwana ona Salem lub,mnie popularnie, Wioska Salemy Wytrwałej. Jest to zdecydowanie moja ulubiona legenda. Niestety, nigdy nie odnaleziono portretów tych postaci. Część osób twierdzi, że one nie istniały i dlatego nikt nie znalazł portretów. Ale ja wierzę, że oni byli. Tak samo jak w Hogwarcie wierzą w Gryffindora, Slytherina, Ravenclaw i Hufflepuff. Oni wierzą w przyjaciół, a my w rodzeństwo.
~Leśne Królestwo~
Król Thranduil i jego syn siedzieli w pałacu. Starszy elf oczekiwał na gościa, a może raczej więźnia. Młodszy nie wiedział do końca o co chodzi. Wiedział, że o broń, ale nie wiedział, że jest nią ktoś żywy. Cieszył się, że mogą zdobyć przeważającą stronę w wojnie. Tak, tak. Tym razem toczyła się ona pomiędzy elfami i ludźmi a mrocznymi elfami i orkami. Każdy miał już dość widoku krwi, a Legolas jako przyszły król cieszył się, że bitwom może nadejść kres. Po chwili pojawiło si wojsko.
- Przykro mi, panie. - Powiedział dowódca w języku elfów. - Uciekła. - Książę się zaniepokoił. Był inteligentną istotą, nawet jak na elfa i już czuł, że coś tu nie gra.
- Jak to?! - Krzyknął król. - Mieliście jej pilnować! - Teraz blondyn wiedział. Wiedział, że bronią musiał być ktoś żywy. Jakaś ona. Do tego sprytna, ponieważ uciekła najlepszemu wojsku. - Przecież teraz, jeśli ją złapią to po nas. - Zmartwił się. - Co się stało? - Dodał zrezygnowany.
- Pokazały się mroczne elfy. - Mroczne elfy niosły zło. Legolas o tym doskonale wiedział, jeśli "ją" mają, to długo nie pożyje. Chyba, że jest elfem i zmieni się w mrocznego. A to będzie oznaczać, że wojna jest przegrana, więc książę wymyślił plan.
- Złapali ją? - Zapytali równocześnie. Thranduil z nadzieją, Legolas z determinacją.
- Chyba nie, panie. Nie było słychać ich tryumfalnych ryków. Nie widzieliśmy też błyskawic zwycięstwa, więc oni chyba też jej nie mają.
- To dobrze. Dobrze, że jest bezpieczna, ale trzeba będzie ją i tak przyprowadzić. To bezpieczęństo nie jest wieczne. - Powiedział król i oparł głowę na ręce.
- Ja chcę się podjąć tego zadania. - Wypalił książę. Wszyscy na niego spojrzeli. - Na pewno łatwiej jej będzie zaufać mi niż wam. - Zwrócił się do wojska, a zaraz później do ojca. - Tylko będziesz mi musiał wytłumaczyć co się dzieje. - Starszy westchnął, ale pokiwał głową.
- Dobrze, synu. Zgadzam się. A wy zajmijcie się sprowadzeniem jej z powrotem do normalności. Przekażcie Paule, żeby zabrała od tych dziewczynek dziennik i sprowadziła z dziennika tą ostatnią.
- Tak, panie. - Odpowiedziało wojsko i ruszyło do swoich zadań.
~***~
Powróciłam z nowym rozdziałem!
Przepraszam, że mnie tak długo nie było,
ale nie miałam jakoś chęci na pisanie.
W wakacje rozdziały nie będą się pojawiały regularnie,
bo w domu będę jeszcze w sumie jedenaście dni,
a wszystko inne na wyjeździe. 
Rozdział ma 6,5 strony.
Czyli jest w miarę normalnej długości. 
 
Wybaczycie mi?
 Biegnę czytać rozdziały u was.
Pozdrawiam - A

7 komentarzy:

  1. Witam!
    Wróciłam dwa dni temu, ale wczoraj nie miałam zbytnio czasu, żeby skomentować, więc... zacznę teraz. Rozdział był bardzo... inny. W pozytywnym sensie, oczywiście. Sporo opisów, sporo zagadek i tajemnic, dużo magii. W skrócie niezwykle ciekawy. Ty chyba na prawdę masz fazę na TVD! :D
    Silias? Przypadek? Nie sądze. I wow! Była tu Selene! Nie jestem pewna czy chodziło tu o moją blogg'ową postać, ale nie zmienia to faktu, że miło się czytało. Nie ma co, Alicja ma dosyć... oryginalne życie. Zawsze w coś się wplącze! Albo to moja chora paranoja albo Sims co raz częściej myśli o Damon'ie! Uhuhu! Wiem, iż nie będzie Dalicji, ale nie przeszkadza mi to w głosowaniu na TEAM DAMON! ♥ Ogólnie wolę Stefan'a, pod każdym względem, lecz w tym odpowiadaniu starszy Salvatore jest znacznie lepszy! Mamusiu kochana... zamiast pisać o rozdziale to ja coś pierdzielę o Pamiętnikach Wampirów. Wybacz, poniosło mnie (z resztą nie pierwszy raz). Spodobała mi się ta legenda o czwórce rodzeństwa, była taka... fajna? Nie jestem pewna czy znajdę odpowiednie słowo, żeby ją określić, ale spróbuję. Fascynująca? Interesująca? Oryginalna? Smutna (tak trochę)? Tajemnicza? Chyba te słowa najlepiej ją opiszą. Mam nadzieję, że szybko odzyskasz chęci do pisania!
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział już napisany w 1/4 :-)
      Selena i Silias. Cóż... potrzebowałam imion na literę S i tak sobie pomyślałam: Hm... czemu nie wziąć z twojego nicku i TVD?
      Mogę zdradzić, że będzie albo Jalicja, albo Dalicja.
      Pozdrawiam - A

      Usuń
    2. Mam już mały spojler dotyczący Dalicji, więc mogę egzystować w spokoju!
      Selene Neomajni

      Usuń
  2. Wróciłam do domu dopiero wczoraj wieczór i nie miałem czasu skomentować, zrobię, więc to dzisiaj :) Rozdział... samej trudno mi określić jaki. Ale z całą pewnością bardzo dobry, świetny i w ogóle :)
    Elfy! Pojawiły się Elfy! Podbiłaś tym moje serce. Uwielbiam elfy i jeszcze Legolas! Normalnie strasznie się cieszę :D
    A ta legenda bardzo mi się spodobała. Hogwart - czworo przyjaciół, Salem - czwórka rodzeństwa. Pomysły super!
    A zakończyłaś to tak, że z niecierpliwościom czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam, życzę mnóstwo weny i przesyłam chęci do pisania. A i życzę miłego i owocnego wypoczynku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uwielbiam elfy! Piona!
      Dziękuję, jestem już nad morzem :-)
      Rozdział lecę pisać
      - A

      Usuń

Czytasz ---> Komentujesz ---> Motywujesz!