Drogi pamiętniku, wiewiórka zapytała dzisiaj o moje imię. Przedstawiłem
się
jako Joe. To kłamstwo będzie chodzić za mną przez wieczność.
Damon Salvatore, Pamiętniki wampirów
~.~
Obudził ich głośny łomot w drzwi. James, David, Luis i Mark wymienili spojrzenia. Żaden z nich nie spodziewał się gości. Jednak trzeba było coś zrobić. Potter skinął na Davida i razem wolno podeszli do drzwi. Różdżki mieli w pogotowiu. Szatyn pokazał trzy palce. Potem schował jeden i drugi, a kiedy trzeci, otworzył drzwi i już mieli rzucić zaklęcie, ale spostrzegli się kto stoi pod drzwiami.
- Mogę wejść? - Zapytała Lily. Jej brat tylko kiwnął głową. Dziewczyna uśmiechnęła się i weszła do pokoju. Miała ze sobą kufer i klatkę z jej kotem. Czyżby uciekła? Przyjaciele jeszcze raz wymienili spojrzenia, a potem James walnął prosto z mostu.
- Uciekłaś z domu? - To na pewno nie było pytanie. Raczej oburzenie. Dziewczynka uniosła wysoko głowę. Niczym królowa, królowa, która ma zaraz wydać wyrok śmierci.
- Tak. - Powiedziała to bez emocji. Jedno trzeba było jej przyznać. Była nieobliczalna. Potrafiła od tak wyjść z domu i gdzieś pójść, ale tylko wtedy kiedy miała ważny powód. I nie, jej ważnymi powodami nie były lalki czy kaprysy. Ważny powód był taki jak ten.
- Dlaczego? - Zapytał zrezygnowany brat. Wiedział, że od tak by nie uciekła. Kochał ją, ale nie miał sił brać na plecy i jej problemów. Nie lubiłm kiedy pojawiały się one w środku nocy.
- On mnie uderzył. - Powiedziała bez ogródek i szybko uprzedziła pytanie brata, który już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. - Ojciec. Wkurzył się na Dracona Malfoy'a. Zaczął rzucać talerzami i kubkami. Był w ślepej furii. Próbowałyśmy go z mamą uspokoić, ale on ją odtrącił tak mocno, że zemdlała na chwilę. Mnie uderzył. Tutaj. - Pokazała wielką bliznę na szyi. Ciągnęła się ona od prawego ucha, aż do obojczyka.
- Co on zrobił? - Po raz pierwszy odezwał się David, który dotychczas się tylko przysłuchiwał całej rozmowie. - W jaki sposób ten ślad jest taki wielki. - Zapytał, przypatrując się mu uważnie.
- Zrobił to różdżką. Miał ją w ręku, kiedy podeszłam i po prostu... - Westchnęła głośno. - Ostrym końcem przejechał po mojej szyi. - Opowiedziała to wszystko spokojnie. Nie po płakała się. Płakała bardzo rzadko, mimo ogólnych przesądów o niej, była twarda, tak jak Ginny. Dzisiaj był wyjątek, bo ojciec naprawdę się bała. Bała się, że ją zabije.
- Nie możesz tam wrócić. - Powiedział sucho jej brat. - Nie mam zamiaru ryzykować. Będę spać na podłodze, a ty możesz na moim łóżku. - Ruda kiwnęła głową, a on położył jej ręce na ramionach. - Będzie dobrze. - Uśmiechnął się sztucznie, ale siostra pokręciła głową.
- Nie, nie będzie. James, on już udaje parę lat. Nie wiem co się stało, kiedy Albus wyjechał, ale coś strasznego. To wtedy się zmienił. Zmieniał się stopniowo, od niedawna pokazuje swoją prawdziwą naturę. Ale nie da się już z tym nic zrobić. Za późno.
- Nie myśl tak pesymistycznie, zawsze da się coś zrobić. - Skarcił ją McKonley.
- To nie myślenie pesymistyczne. - Odpowiedziała. - To pogodzenie się z sytuacją. A teraz wybaczcie, ale pójdę się przebiorę. - Wzięła rzeczy i poszła do łazienki. Przyjaciele znów wymienili spojrzenia. James rozejrzał się po pokoju.
- Gdzie chłopaki? - Miał nadzieje, że nie usłyszeli rozmowy. Byłoby bardzo źle.
- Spokojnie, wyszli kiedy przyszła Lils. Nic nie słyszeli, są w Pokoju Wspólnym. - Kiwnął głową.
- Jak myślisz, możemy coś z tym zrobić? - Zapytał Potter z nadzieją. David westchnął ciężko.
- Nie wiem. Może być ciężko. Jeśli tak ją zranił... - Przerwał na chwilę i podrapał się po głowię. - Myślę, że powinieneś porozmawiać z rodziną i zaproponować, żeby to zgłosić.
- To by pogrążyło. David, to mój ojciec, nie mogę mu tego zrobić.
- Ale zobacz, co on zrobił twojej młodszej siostrze. - Bronił swojego zdania blondyn.
- Jak ona by sobie z tym poradziła? - Zapytał i oparł głowę na ręce. Drugi chłopak nareszcie się uśmiechnął. To wróżyło coś dobrego i taka była prawda.
- Myślę, że twoja siostra jest bardzo silna psychicznie i poradziłaby sobie z takim czyś lepiej niż ja czy ty. To samo tyczy się twojej mamy. - Na tym zakończyła się rozmowa, ponieważ młoda Potter wyszła z łazienki. Mimo to, James nadal myślał nad tymi sprawami, a kiedy zasnął nawiedzały go koszmary o właśnie takiej tematyce...
~Mary~
Zamurowało nas. Wymieniłyśmy z Lauren zszokowane spojrzenia i rzuciłyśmy się na podłogę, ponieważ dziennik upadł. Moja przyjaciółka chciała go podnieść, ale złapałam ją za nadgarstek.- Nie dotykaj. - Szepnęłam, ponieważ nie mogłyśmy obudzić Davis. - Nie wiesz czy jeszcze nie jest przeklęte i ty też tam trafisz. Lepiej zaczekajmy na Molly i zdecydujemy co dalej.
- Może do niej pójdźmy. Tutaj możemy kogoś obudzić. - Słusznie zwróciła uwagę, więc kiwnęłam głową, ale jedna rzecz nadal zostawała nie rozstrzygnięta.
- A jak weźmiemy dziennik. Przecież nie możemy go dotykać. - Upomniałam ją.
- Mam pomysł. Tylko go nie kwestionuj. - Uprzedziła mnie. Westchnęłam na znak poddania się. Lauren wzięła do ręki koc i schowała w nim rękę. Potem podniosła dziennik i trzymała go przez materiał. Pomysłowe. Kiedy nic się nie stało, odetchnęła z ulgą. - Wiedziałam, że to dobry pomysł!
- Tak, przyznaję ci rację. Czasem za dużo się martwię i zastanawiam. - Przyznałam się do moich zachowań. - Idziemy? - Kiwnęła głową i na palcach udałyśmy się na korytarz. Kiedy się obróciłam, zobaczyłam, że Molly stoi na schodach. Pewnie już do nas szła.
- Co się stało? - Zapytała Weasley, a my wymieniłyśmy spojrzenia. Wyszło, że ja mam mówić.
- Opowiem ci, ale najpierw musimy iść do twojego dormitorium. - Kiwnęła głową i udałyśmy się na górę. W jej dormitorium opowiedziałam całą historię, jak to nie chciałyśmy dłużej czekać, jak Ali dotknęła dziennika i zniknęła, jak nie wiemy co robić i że nie wolno go dotykać. Szatynka długo się zastanawiała, czasem nawet myślała na głos. My czekałyśmy w napięciu.
- Zrobimy tak. - Odchrząknęła, westchnęła i ponownie spojrzała na nas. - Jedna z nas się przeniesie. - Chciałam protestować, ale nie dała mi dojść do słowa. - Skoro Alicja już tam jest, nie może być tam sama. Jesteście jej przyjaciółkami, a ja chętnie nią będę. Jedna z nas musi tam pójść. Tu zostanie jeszcze trzy inne, żeby wyciągnąć resztę. - Wytłumaczyła, ale mi nadal nie podobał się ten pomysł. - Rozumiem, że może nie być chętnych, więc skoro to mój pomysł, ja mogę to zrobić. - Nie powiedziała tego zasmucona czy z przechwałą. Powiedziała to, ponieważ uważała, że to jej obowiązek. Obowiązek wierności przyjaciołom. Nie chciała tego robić, ale zachowała się jak prawdziwa Gryfonka. Odważna i wierna. Naprawdę prawdziwa Gryfonka.
- Ja to zrobię. - Te słowa wypłynęły z ust Livvi. Spojrzałam na nią zszokowana. To samo zrobiła Molly. - Nathalie tu taj nie ma. Ty, Mary, zawsze uważasz na wszystkich, jesteś spostrzegawcza i potrzebna tu. A ty, Molly, jesteś za zaradna, żeby tam pójść i zbyt inteligentna. Reszta naszej grupy nie poradzi sobie, jeśli któraś z was pójdzie. Tylko ja nie jestem potrzebna wam, więc chce pomóc Ali. - Je słowa mnie zszokowały. Nie mogłam powiedzieć żadnego słowa. Czułam się tak, jakbym nagle straciła zdolność mówienia. A to wszystko dzięki jej słowom. Jej pustym słowom, które z pozoru nic nie znaczą, ale dla mnie znaczyły dużo. Czułam, że tak samo myśli Weasley. - Więc ja idę i nie powstrzymacie. - Wstała i szybko dotknęła dziennika. Wstrzymałam oddech... Ale nic się nie stało. Dziewczyny też się zdziwił. Thomas podniosła rękę i jeszcze raz dotknęła nią dziennika. Nadal nic. Dotykała każdy milimetr stron, ale nic się działo. Zrozpaczona wróciła na miejsce.
- Nic. Klątwa wygasła? - Zagadała ją szatynka, żeby dziewczyna nie myślała o swojej nie użyteczności. Dziewczyna chwilę się zastanowiła, a potem podniosła głowę olśniona.
- Albo to była klątwa przeznaczona tylko dla niej. - Spojrzałyśmy na nią zaciekawione.
- Co? - Wydukałam, bo na więcej nie było mnie stać. Co ona wymyśliła. - Przecież to głupie. Kto i w jaki sposób miałby to zrobić? - Zapytałam. Nie wierzyłam w to rozumem, ale jakiś skrawek mojego serca wierzył w to. To mógł być spisek. Tylko kto to mógł zrobić.
- Nie wiem kto, nie wiem jak, ale wiem gdzie możemy znaleźć odpowiedź. - Przez chwilę nic nie mówiła, wyczekując naszej reakcji. Kiedy zobaczyła, że nie protestujemy, kontynuowała. - Musicie mi tylko pomóc zdobyć hasło do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
- Po co ci hasło do tego pokoju? - Zapytała Weasley. Przeniosłam na Lauren pytające spojrzenie.
- Kiedyś potrzebowałam Mapy Huncwotów. - Wytłumaczyła nam co to jest. Muszę powiedzieć, jestem pod wrażeniem, że wykonał to jego dziadek. - James mi ją dał, a ja nie oddałam mu jej na noc. Obudziłam się w nocy i zobaczyłam, że nie ma Alicji. Więc sprawdziłam na mapie gdzie jest. Wyszła z Pokoju Życzeń. - O tym miejscu wiedziałam, ale myślałam, że spłonęło. Najwidoczniej dużo rzeczy mnie tu jeszcze zaskoczy. - A zaraz za nią wyszedł pewien Ślizgon. On musi coś wiedzieć, bo spotkała się z nim przynajmniej jeszcze raz. - Obie kiwnęłyśmy głowami, na znak, że się zgadzamy.
- Okay. To kiedy idziemy. - Zapytała mieszkanka prywatnego dormitorium.
- Niedługo. Niedługo. Myślę, że przed obiadem będzie idealną porą. - Odpowiedziała mulatka.
Siedziałem w ogrodzie i bawiłem się razem z babcią. Śmiała się, wtedy ostatni raz. Dziadek był miłością jej życia. Poświęciła dla niego wszystko. Nagięła zasadę swojego rodu. A to wszystko tylko dla miłości. W pewnym momencie pojawił się na podwórku. A raczej się wwlekł. Był pijany, ledwo utrzymywał się na nogach i upadał nie raz. Wtedy ostatni raz zobaczyłem w oczach babci łzy.
- Kobieto, przynieś mi tu różdżkę. Natychmiast. - Wybełkotał. Babcia ledwo zachowała spokój.
- A właśnie, że jesteś. - Zawsze był szarmancki i dobry. Ale wtedy był nie obliczalny. - No szybciej s**o. Ile mam czekać. - Babcia przełknęła ślinę. Podeszła do niego.
- Nie jestem twoją służącą. - Wysyczała i położyła mu ręce na skroniach. Chciał je strzepnąć, ale stracił nad nimi kontrolę. Babcia zaczęła wypowiadać jakieś zaklęcie, w nieznanym mi języku. Źrenice dziadka gwałtownie się powiększyły, a za chwilę wróciły do normalnego stanu. Jakby nigdy nic wyszedł i już nigdy nie wrócił. Babcia uśmiechnęła się miło do mnie.
- Damon, widzisz jak to jest. Z miłością trzeba uważać. Musiałam to zrobić, nie zniosłabym patrzeć, na niego po czymś takim. Zapomnij o nim. Już nie wróci.
Z biegiem lat dowiedziałem się, że zmodyfikowała mu pamięć. Pamiętał, że był naszym sąsiadem. Zapamiętał każdą chwilę spędzoną ze mną, ale nie z babcią Przykre, ale niestety prawdziwe. Staruszka nie lubi Susan, ale naprawdę bardzo lubi mnie. Cała rodzina myślała, że wychowała się w Anglii i chodziła do Hogwartu. Tylko ja i dziadek znaliśmy prawdę. Uczęszczała do Salem. Tak, tam gdzie Alicja. Nadal jest tam szanowaną osobą i wtajemniczaną w wiele spraw. Często jest też proszona o rady. Ono powiedziała mi o nowej nauczycielce z Salem, wytłumaczyła tamtejsze zasady i kazała obiecać, że będę ją mieć na oku. Powiedziała mi też, że powinienem zaaranżować spotkanie z Alicją. Dlatego zaciągnąłem ją do tego wagonu i zagadywałem jak się da. To dlatego wysłałem jej tę kartkę. Była dla mnie tylko obiektem, z którego dało się wyciągnąć informacje. Niestety zawaliłem sprawę i informacje przeszły mi koło nosa. Ona zaś się w to zaangażowała i niedługo będzie wiedzieć wszystko, a ja nic. Babcia uważa, że ona kombinuje coś złego i trzeba ją szybko pogrążyć. Zszedłem do lochów na eliksiry. Wspominałem kiedyś, jak bardzo nienawidzę poniedziałków? Przeczesałem palcami włosy. Szukałem tych głupich informacji cały weekend. Nie jestem w najlepszej formie. Rozejrzałem się za moimi przyjaciółmi. Dopiero po chwili zobaczyłam machającą do mnie Roxie. Odmachałem jej i uśmiechnąłem się. Znam ją dość długo. W końcu mieszkamy w jednej wiosce. Kiedy podszedłem bliżej, zobaczyłem także rudą, Vic, Nott'a i King'a. Czyli prawie cała nasza paczka, przynajmniej z trzeciej klasy. Należeli jeszcze do niej Scorpius i Fred Weasley, ten pierwszy jest na drugim roku, a drugi na czwartym. Wszyscy się dziwią, kiedy widzą tego ostatniego z nami. Przez cały pierwszy rok był trochę załamany. Wołał być w rodzinnym domu. Ale kiedy mój rocznik przybył do Hogwaru, wszystko się zmieniło. Obronił nas od rok starszych Gryfonów i tak zaczęła się nasza przyjaźń. Po krótkim czasie dowiódł, że jest spoko. Nadal zachowuje normalne relacje z rodziną, a oni szanują jego wybór. Przyjaźni się też z nami i nawet czasem drwi z mieszkańców domu lwa, jeśli tylko nie czepiamy się jego rodziny. Nie rozmawiamy długo, bo szybko zaczyna się lekcja. Stwierdziłem obserwować każdy jej ruch, od tej lekcji. Siadam pomiędzy Justine, a Nott'em. Koło niego siada jeszcze John (King). Roxanne i Victoria siadają przed nami, a obok nich siadają jeszcze dwoje mieszkańców naszego domu. I nareszcie wchodzi nasza gwiazda - Pauline Bennet. Przyglądam jej się uważnie. Nie chlubi się magią. Podstawowe czynności wykonuje sama. Dziś nawet sama zapisuje nazwę pewnego eliksiru. Tym razem znów po łacinie. Odkryłem, że w poniedziałki, kiedy mamy dwie godziny, robi lekcje z eliksirami z Salem. W piątki zaś angielskimi. Tym razem na tablicy pojawiła się nazwa Polyjuice supponemus. Kobieta skończyła pisać i odwróciła się przodem do nas. Nakazała, żebyśmy zapisali tę nazwę. Nie robiła w tym czasie nic szczególnego.
- Ktoś wie jaka jest angielska nazwa tego eliksiru? - Zapytała, kiedy skończyliśmy pisać. W górę poleciały trzy ręce. Moja oczywiście nie, choć znałem odpowiedź. Co dziwne, nie widziałem wśród nich ręki Alicji. Po rozejrzeniu się, dostrzegłem, że nie siedzi na swoim miejscu - pomiędzy Molly Weasley, a Mary Simpson. Jedna z podniesionych rąk należała do tej drugiej. Sims najwidoczniej daje jej korki, a teraz jej nie ma, bo rozwiązuje MOJĄ zagadkę. Na którą JA mam znać odpowiedź.
- Kto normalny zna takie nazwy?! - Mruknęła ruda, ale ja nie zareagowałem. Ręce podnieśli też mój kuzyn, syn siostry mojego ojca. Ciekawe skąd zna tę nazwę. Pewnie czytał kiedyś u babci o eliksirze wielosokowym. Trzecie ręka należała do James'a Potter'a, najlepszego przyjaciela Davida. Pewnie przed chwilą podzielił się z nim tą informacją. Nauczycielka odczekała chwilę, aż w końcu stwierdziła, że więcej rąk nie będzie. Przyjrzała się trzem twarzą śmiałków, aż jej spojrzenie spoczęło na mojej twarzy. Co ja takiego znowu zrobiłem? Że niby czemu ja?
- Może pan Smith mi powie? Z tego co pamiętam z ostatnich zajęć przynosił same W. - Przypomniała całej klasie. Założyła ręce w pozycji zamkniętej. - Słucham. - Pośpieszyła. WIEM.
- Polyjuice supponemus. Eliksir wielosokowy. Jeśli zmiesza się odpowiednie składniki. Będzie można przez określony czas wyglądać jak dowolna osoba, której np. włos wrzuci się do eliksiru. Czas zależy od ilości składników, ale eliksir musi ważyć się miesiąc. - Wyrecytowałem, ale niestety moje zmagania poszły na nic, bo nauczycielka nie była pod wrażeniem.
- A wymienisz na dwa składniki? - Uczepiła się. Westchnąłem. Jaka ta baba jest upierdliwa. Jestem pewny, że Simpson z chęcią by odpowiedziała na to pytanie. Ale dam sobie radę.
- Sproszkowany róg dwurożca, pijawki, much siatkoskrzydłe oraz np. włos osoby, w którą chcesz się zmienić. Zamiast włosa może też być paznokieć, krew i wiele innych. - Kiwnęła głową i już chciała zadać kolejne pytanie, nawet otworzyła usta, ale drzwi się otworzyły i weszła przez nie dziwnie ubrana kobieta. Miała strój jakiejś pradawnej wojowniczki w kolorach zielonym i brązowym. Ciemne włosy były starannie zaczesane. Ale najdziwniejszy był kawałek ucha przybyłej. Wystawał spod włosów i był bardzo szpiczasty. Widziałem to tylko przez sekundę, bo kobieta poprawiła szybko włosy, tak jakby widziała, że się jej przyglądam. Ale to było nie możliwe, ponieważ nie patrzyła na mnie, a ja robiłem to ukradkiem. Szok powoli znikł z twarzy profesorki, a jego miejsce zastąpiła determinacja. Mówiły szybko w nie znanym mi języku. Na pewno nie była to łacina. Wychwyciłem tylko jedno słowo, wymawiane przez przybyszkę, Paule. To pewnie znaczy Pauline w jakimś języku. Niestety nie wiem w jakim. Doszedłem do wniosku, że Jane Doe* prosi o coś Bennet. Wydaje mi się, że się zgodziła, bo kiwnęła głową. Doe wyszła tak szybko jak weszła. Nauczycielka mnie już nie pytała, ani nikogo innego. Często traciła wątek swoich słów, nie słuchała pytań zadawanych przez uczniów i równie często zamyślała się. Cokolwiek powiedziała Jane, to ją rozproszyło.
Wyszedłem z sali jako ostatni i skierowałem się do Wielkiej Sali. Niestety w połowie drogi pojawiły się przed mną cztery postacie. Alicja, Mary, Lauren oraz Molly.
- Mamy problem. - Powiedziała ta ostatnia. Westchnąłem głośno na znak irytacji.
- Ja też. Stoicie pomiędzy mną a obiadem. - Odpowiedziałem nadal zirytowany.
- Ale to może cię zainteresować. - Powiedziała spokojnie Thomas. Dla spokoju ustąpiłem.
- Macie pięć minut, żeby mnie przekonać. - Odpowiedziałem, lecz na takie informacje nie byłem przygotowany: Alicja jest w dzienniku, dziewczyny na zmianie ją udają, dzięki eliksirowi wielokowemu, nie wiedzą jak mają ją wyciągnąć. Miały rację. Zainteresowało mnie to.
- Nic. Klątwa wygasła? - Zagadała ją szatynka, żeby dziewczyna nie myślała o swojej nie użyteczności. Dziewczyna chwilę się zastanowiła, a potem podniosła głowę olśniona.
- Albo to była klątwa przeznaczona tylko dla niej. - Spojrzałyśmy na nią zaciekawione.
- Co? - Wydukałam, bo na więcej nie było mnie stać. Co ona wymyśliła. - Przecież to głupie. Kto i w jaki sposób miałby to zrobić? - Zapytałam. Nie wierzyłam w to rozumem, ale jakiś skrawek mojego serca wierzył w to. To mógł być spisek. Tylko kto to mógł zrobić.
- Nie wiem kto, nie wiem jak, ale wiem gdzie możemy znaleźć odpowiedź. - Przez chwilę nic nie mówiła, wyczekując naszej reakcji. Kiedy zobaczyła, że nie protestujemy, kontynuowała. - Musicie mi tylko pomóc zdobyć hasło do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
- Po co ci hasło do tego pokoju? - Zapytała Weasley. Przeniosłam na Lauren pytające spojrzenie.
- Kiedyś potrzebowałam Mapy Huncwotów. - Wytłumaczyła nam co to jest. Muszę powiedzieć, jestem pod wrażeniem, że wykonał to jego dziadek. - James mi ją dał, a ja nie oddałam mu jej na noc. Obudziłam się w nocy i zobaczyłam, że nie ma Alicji. Więc sprawdziłam na mapie gdzie jest. Wyszła z Pokoju Życzeń. - O tym miejscu wiedziałam, ale myślałam, że spłonęło. Najwidoczniej dużo rzeczy mnie tu jeszcze zaskoczy. - A zaraz za nią wyszedł pewien Ślizgon. On musi coś wiedzieć, bo spotkała się z nim przynajmniej jeszcze raz. - Obie kiwnęłyśmy głowami, na znak, że się zgadzamy.
- Okay. To kiedy idziemy. - Zapytała mieszkanka prywatnego dormitorium.
- Niedługo. Niedługo. Myślę, że przed obiadem będzie idealną porą. - Odpowiedziała mulatka.
~Damon~
Próbowałem znaleźć informacje. Na próżno. Obiecałem babci, że się dowiem o niej cokolwiek. Gdybym złożył obietnicę mamie, tacie, komuś z moich przyjaciół, czy Susan, bez problemu bym ją złamał. Ale obietnic danych babci nigdy nie złamałem, nie wybaczyłaby. Nie wybaczyła dziadkowi, kiedy chciał zrobić z niej służącą. Miałem wtedy sześć lat. Byłem u nich. Dziadek był pijany. Pamiętam to, jakby zdarzyło się przed chwilą. Jakbym znów tam wrócił. Nie chciałbym.Siedziałem w ogrodzie i bawiłem się razem z babcią. Śmiała się, wtedy ostatni raz. Dziadek był miłością jej życia. Poświęciła dla niego wszystko. Nagięła zasadę swojego rodu. A to wszystko tylko dla miłości. W pewnym momencie pojawił się na podwórku. A raczej się wwlekł. Był pijany, ledwo utrzymywał się na nogach i upadał nie raz. Wtedy ostatni raz zobaczyłem w oczach babci łzy.
- Kobieto, przynieś mi tu różdżkę. Natychmiast. - Wybełkotał. Babcia ledwo zachowała spokój.
- A właśnie, że jesteś. - Zawsze był szarmancki i dobry. Ale wtedy był nie obliczalny. - No szybciej s**o. Ile mam czekać. - Babcia przełknęła ślinę. Podeszła do niego.
- Nie jestem twoją służącą. - Wysyczała i położyła mu ręce na skroniach. Chciał je strzepnąć, ale stracił nad nimi kontrolę. Babcia zaczęła wypowiadać jakieś zaklęcie, w nieznanym mi języku. Źrenice dziadka gwałtownie się powiększyły, a za chwilę wróciły do normalnego stanu. Jakby nigdy nic wyszedł i już nigdy nie wrócił. Babcia uśmiechnęła się miło do mnie.
- Damon, widzisz jak to jest. Z miłością trzeba uważać. Musiałam to zrobić, nie zniosłabym patrzeć, na niego po czymś takim. Zapomnij o nim. Już nie wróci.
Z biegiem lat dowiedziałem się, że zmodyfikowała mu pamięć. Pamiętał, że był naszym sąsiadem. Zapamiętał każdą chwilę spędzoną ze mną, ale nie z babcią Przykre, ale niestety prawdziwe. Staruszka nie lubi Susan, ale naprawdę bardzo lubi mnie. Cała rodzina myślała, że wychowała się w Anglii i chodziła do Hogwartu. Tylko ja i dziadek znaliśmy prawdę. Uczęszczała do Salem. Tak, tam gdzie Alicja. Nadal jest tam szanowaną osobą i wtajemniczaną w wiele spraw. Często jest też proszona o rady. Ono powiedziała mi o nowej nauczycielce z Salem, wytłumaczyła tamtejsze zasady i kazała obiecać, że będę ją mieć na oku. Powiedziała mi też, że powinienem zaaranżować spotkanie z Alicją. Dlatego zaciągnąłem ją do tego wagonu i zagadywałem jak się da. To dlatego wysłałem jej tę kartkę. Była dla mnie tylko obiektem, z którego dało się wyciągnąć informacje. Niestety zawaliłem sprawę i informacje przeszły mi koło nosa. Ona zaś się w to zaangażowała i niedługo będzie wiedzieć wszystko, a ja nic. Babcia uważa, że ona kombinuje coś złego i trzeba ją szybko pogrążyć. Zszedłem do lochów na eliksiry. Wspominałem kiedyś, jak bardzo nienawidzę poniedziałków? Przeczesałem palcami włosy. Szukałem tych głupich informacji cały weekend. Nie jestem w najlepszej formie. Rozejrzałem się za moimi przyjaciółmi. Dopiero po chwili zobaczyłam machającą do mnie Roxie. Odmachałem jej i uśmiechnąłem się. Znam ją dość długo. W końcu mieszkamy w jednej wiosce. Kiedy podszedłem bliżej, zobaczyłem także rudą, Vic, Nott'a i King'a. Czyli prawie cała nasza paczka, przynajmniej z trzeciej klasy. Należeli jeszcze do niej Scorpius i Fred Weasley, ten pierwszy jest na drugim roku, a drugi na czwartym. Wszyscy się dziwią, kiedy widzą tego ostatniego z nami. Przez cały pierwszy rok był trochę załamany. Wołał być w rodzinnym domu. Ale kiedy mój rocznik przybył do Hogwaru, wszystko się zmieniło. Obronił nas od rok starszych Gryfonów i tak zaczęła się nasza przyjaźń. Po krótkim czasie dowiódł, że jest spoko. Nadal zachowuje normalne relacje z rodziną, a oni szanują jego wybór. Przyjaźni się też z nami i nawet czasem drwi z mieszkańców domu lwa, jeśli tylko nie czepiamy się jego rodziny. Nie rozmawiamy długo, bo szybko zaczyna się lekcja. Stwierdziłem obserwować każdy jej ruch, od tej lekcji. Siadam pomiędzy Justine, a Nott'em. Koło niego siada jeszcze John (King). Roxanne i Victoria siadają przed nami, a obok nich siadają jeszcze dwoje mieszkańców naszego domu. I nareszcie wchodzi nasza gwiazda - Pauline Bennet. Przyglądam jej się uważnie. Nie chlubi się magią. Podstawowe czynności wykonuje sama. Dziś nawet sama zapisuje nazwę pewnego eliksiru. Tym razem znów po łacinie. Odkryłem, że w poniedziałki, kiedy mamy dwie godziny, robi lekcje z eliksirami z Salem. W piątki zaś angielskimi. Tym razem na tablicy pojawiła się nazwa Polyjuice supponemus. Kobieta skończyła pisać i odwróciła się przodem do nas. Nakazała, żebyśmy zapisali tę nazwę. Nie robiła w tym czasie nic szczególnego.
- Ktoś wie jaka jest angielska nazwa tego eliksiru? - Zapytała, kiedy skończyliśmy pisać. W górę poleciały trzy ręce. Moja oczywiście nie, choć znałem odpowiedź. Co dziwne, nie widziałem wśród nich ręki Alicji. Po rozejrzeniu się, dostrzegłem, że nie siedzi na swoim miejscu - pomiędzy Molly Weasley, a Mary Simpson. Jedna z podniesionych rąk należała do tej drugiej. Sims najwidoczniej daje jej korki, a teraz jej nie ma, bo rozwiązuje MOJĄ zagadkę. Na którą JA mam znać odpowiedź.
- Kto normalny zna takie nazwy?! - Mruknęła ruda, ale ja nie zareagowałem. Ręce podnieśli też mój kuzyn, syn siostry mojego ojca. Ciekawe skąd zna tę nazwę. Pewnie czytał kiedyś u babci o eliksirze wielosokowym. Trzecie ręka należała do James'a Potter'a, najlepszego przyjaciela Davida. Pewnie przed chwilą podzielił się z nim tą informacją. Nauczycielka odczekała chwilę, aż w końcu stwierdziła, że więcej rąk nie będzie. Przyjrzała się trzem twarzą śmiałków, aż jej spojrzenie spoczęło na mojej twarzy. Co ja takiego znowu zrobiłem? Że niby czemu ja?
- Może pan Smith mi powie? Z tego co pamiętam z ostatnich zajęć przynosił same W. - Przypomniała całej klasie. Założyła ręce w pozycji zamkniętej. - Słucham. - Pośpieszyła. WIEM.
- Polyjuice supponemus. Eliksir wielosokowy. Jeśli zmiesza się odpowiednie składniki. Będzie można przez określony czas wyglądać jak dowolna osoba, której np. włos wrzuci się do eliksiru. Czas zależy od ilości składników, ale eliksir musi ważyć się miesiąc. - Wyrecytowałem, ale niestety moje zmagania poszły na nic, bo nauczycielka nie była pod wrażeniem.
- A wymienisz na dwa składniki? - Uczepiła się. Westchnąłem. Jaka ta baba jest upierdliwa. Jestem pewny, że Simpson z chęcią by odpowiedziała na to pytanie. Ale dam sobie radę.
- Sproszkowany róg dwurożca, pijawki, much siatkoskrzydłe oraz np. włos osoby, w którą chcesz się zmienić. Zamiast włosa może też być paznokieć, krew i wiele innych. - Kiwnęła głową i już chciała zadać kolejne pytanie, nawet otworzyła usta, ale drzwi się otworzyły i weszła przez nie dziwnie ubrana kobieta. Miała strój jakiejś pradawnej wojowniczki w kolorach zielonym i brązowym. Ciemne włosy były starannie zaczesane. Ale najdziwniejszy był kawałek ucha przybyłej. Wystawał spod włosów i był bardzo szpiczasty. Widziałem to tylko przez sekundę, bo kobieta poprawiła szybko włosy, tak jakby widziała, że się jej przyglądam. Ale to było nie możliwe, ponieważ nie patrzyła na mnie, a ja robiłem to ukradkiem. Szok powoli znikł z twarzy profesorki, a jego miejsce zastąpiła determinacja. Mówiły szybko w nie znanym mi języku. Na pewno nie była to łacina. Wychwyciłem tylko jedno słowo, wymawiane przez przybyszkę, Paule. To pewnie znaczy Pauline w jakimś języku. Niestety nie wiem w jakim. Doszedłem do wniosku, że Jane Doe* prosi o coś Bennet. Wydaje mi się, że się zgodziła, bo kiwnęła głową. Doe wyszła tak szybko jak weszła. Nauczycielka mnie już nie pytała, ani nikogo innego. Często traciła wątek swoich słów, nie słuchała pytań zadawanych przez uczniów i równie często zamyślała się. Cokolwiek powiedziała Jane, to ją rozproszyło.
Wyszedłem z sali jako ostatni i skierowałem się do Wielkiej Sali. Niestety w połowie drogi pojawiły się przed mną cztery postacie. Alicja, Mary, Lauren oraz Molly.
- Mamy problem. - Powiedziała ta ostatnia. Westchnąłem głośno na znak irytacji.
- Ja też. Stoicie pomiędzy mną a obiadem. - Odpowiedziałem nadal zirytowany.
- Ale to może cię zainteresować. - Powiedziała spokojnie Thomas. Dla spokoju ustąpiłem.
- Macie pięć minut, żeby mnie przekonać. - Odpowiedziałem, lecz na takie informacje nie byłem przygotowany: Alicja jest w dzienniku, dziewczyny na zmianie ją udają, dzięki eliksirowi wielokowemu, nie wiedzą jak mają ją wyciągnąć. Miały rację. Zainteresowało mnie to.
~Mary~
Alicji nie ma już tydzień. Wszystkim mówimy, że jest chora i nie może wstawać z łóżka. Na zmienię udajemy ją dzięki eliksirowi. Powoli zaczyna mi brakować składników, ale szczególnie czekoladowej mięty. Dzięki temu składnikowi można szybciej uwarzyć ten eliksir. Jak się okazało Lauren była nam nieocenienie potrzebna. Pożyczała od James'a Mapę Huncwotów, która przydawała się, kiedy Livvi i Molly włamywały się do składziku na składniki. Nie mogły brać dużo, ponieważ Khan lub Bennet mogliby się zorientować. Ale to nie byli oni.
Po transumatcji udałyśmy się na trzecie piętro, miałyśmy tam obronę przed czarną magią. Usiadłam z Lauren w jednej z ostatnich ławek. Za nami siadła Molly, z którą siadła Nath. Na ostatniej lekcji siedziała z Haną. Nie lubiłam jej, ale może Alicja z nią siądzie, zamiast z James'em. Myślę, że będzie zadowolona z tego pomysłu. Wyjęłam potrzebne rzeczy. Co dzisiaj będzie? Na pierwszej lekcji przedstawiał nam boginy, na drugiej mieliśmy z nich teorię, ponieważ nie chciał, żeby zdarzyło się to co wcześniej. W takim razie, co będzie dzisiaj?
- Wilkołaki i animadzy. - Powiedział, kiedy zapisał te słowa na tablicy. - Kto wie czym się różnią. - Podniosła rękę. Zrobiła to też Lauren i parę innych osób. Thomas bardzo interesowały te tematy. Sama w przyszłości chciała zostać animagiem. - Proszę, panno Simpson.
- Wilkołaki zmieniają się przy każdej pełni księżyca. Nie kontrolują przemiany, a żeby zmniejszyć ból piją Wywar Tojadowy. Animadzy zaś zmieniają się kiedy chcą, ale muszą nauczyć się przemiany. Taka nauka trwa zazwyczaj lata. - Wyrecytowałam, a nauczyciel zacmokał.
- Nie do końca. Tojad rani wilkołaki w każdej odsłonie. Nie ma tego w podręcznikach, nie wiem dlaczego, ale po przeprowadzeniu wywiadu na własną rękę, jestem tego pewny. - Czyżby sam był wilkołakiem? Nie, to nie możliwe. Może ma kogoś takiego w rodzinie albo coś. Reszta lekcji nie była normalna, aż do końcówki.
- Panna Carter, Simpson, Weasley i Thomas, proszę zostańcie. Co się dzieje z panną Sims i nie mówcie, że jest chora, bo w to nie wierzę. - Dodał, kiedy reszta wyszła. - Gdyby tak było, już została by wyleczona przez panią Pomfrey. - Wymieniłyśmy zszokowane spojrzenia. Jak się domyślił?
* - kobieta o nieznanym imieniu i nazwisku w Ameryce
~*~
Na początek macie zdjęcia:
Lily Potter - klik
Alaric - klik
Pauline - klik
Rozdział jest bardzo długi,
chciałam zrobić krótszy,
ale się nie dało.
Jestem szczerze zawiedziona,
bo było naprawdę mało komentarzy.
Ja rozumiem, że wyjeżdżacie,
ale 3 na 10 obserwatorów!
Dlatego 11 dedykuję:
- julia dudzik
- Selene Neomajni
- Dorcas Meadowes-Black
Jestem szczerze zawiedziona,
bo było naprawdę mało komentarzy.
Ja rozumiem, że wyjeżdżacie,
ale 3 na 10 obserwatorów!
Dlatego 11 dedykuję:
- julia dudzik
- Selene Neomajni
- Dorcas Meadowes-Black
Następny będzie cały o Alicji.
Czekam na duużooo komentarzy!
Pozdrawiam - A